Tagi

, , , , , ,

Pod wiatr

[Las Mori’Anth]

Pod wiatr - banerek

FRAGMENT DRUGI

Usiadła na kamieniu i spojrzała na to wielkie pole namiotowe, gdzie aż iskrzyło od magii. Co ona tu robiła?

– Salliki, nie idziesz? – Jakieś dziewczynki zatrzymały się obok niej, niecierpliwie przebierając nóżkami.

– Dokąd?

– No na ten rytuał! – powiedziały. Salliki zastanowiła się chwilę, ale pokręciła tylko głową.

– Nie, mam inne sprawy – skłamała, ale małe czarownice spojrzały na nią wyrozumiale. Pewnie musiała załatwić coś dla mistrza. W końcu wiedziały, kim jest.

Patrzyła chwilę za dziećmi, które w podskokach szły na główny plac, gdzie pod płótnem namiotu miał odbyć się jeden z największych rytuałów od stuleci. Aż pięć znamienitych czarownic miało wziąć w nim udział. Przypomniała sobie, jak dwa dni wcześniej na sabacie pojawiła się nieznana czarownica, która wzbudziła ogromne zainteresowanie. Nie była wcale dzieckiem. Musiała mieć jakieś trzydzieści lat i w zasadzie powinna zostać przyjęta do społeczności na poprzednim zlocie piętnaście lat temu, ale do tego nie doszło. Mistrzyni tegorocznego sabatu, stara Fleur, od ręki zajęła się sprawą. Wszyscy byli bardzo ciekawi, kim była ta kobieta i czemu tak długo pozostawała w ukryciu. Przez chwilę Salliki miała nadzieję, że może jak ona, ta nowa także nie może używać swojej magii, ale szybko okazało się, że jej magia jest potężna i jak najbardziej aktywna. I tak zainteresowanie Salliki nową czarownicą się skończyło.

Poszła w kierunku drewnianych budyneczków, które zostały postawione specjalnie z myślą o sabacie. Była tam jadalnia i łaźnie, bo przecież tradycja nie wykluczała wygód. Weszła do sali, w której wszyscy szybko kończyli posiłek, by czym prędzej ruszyć na plac główny i zająć dobre miejsca. Salliki usiadła przy jednym z mniejszych stolików w samym rogu. W zasadzie nie miała ochoty nic jeść, ale tutaj mogła się ukryć.

– Można?

Zdziwiona uniosła głowę. Przy jej stoliku z pełnym talerzem stała pulchna dziewczyna o orzechowych oczach i dwóch, grubych warkoczach koloru popiołu.

– Tak…

Salliki patrzyła niepewnie po okolicznych stołach, ale nikt nie zwrócił uwagi na dziewczynę, która usiadła na przeciwko niej i zaczęła dłubać widelcem w talerzu, niezdecydowana czy jeść to, co wzięła.

– Przepraszam, ale czy nie powinnaś być na głównym placu?

– Co? A tak… Powinnam być – powiedziała dziewczyna… A raczej kobieta. To właśnie była ta nowa czarownica i to na niej miał zostać odprawiony rytuał. Czy nie powinna nerwowo dreptać gdzieś blisko ogromnego namiotu, zamiast gmerać widelcem w talerzu przy najbardziej wyizolowany stoliku w całej jadalni?

– Denerwujesz się?

– Co? – Kobieta spojrzała na Salliki z większą uwagą. Jej brwi zmarszczyły się nieco, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią na to banalne pytanie. W końcu wzruszyła ramionami. – Nie, chyba nie… W zasadzie nadal niczego nie rozumiem.

– Nie rozumiesz? Może mogę pomóc?

– Tak sądzisz? Te dwie wredne staruchy ciągle próbują i jakoś nic z tego nie wychodzi – powiedziała zgryźliwie, ale po chwili przepraszająco spojrzała na Salliki. – Wybacz, wiem, że nie powinnam. One chcą pomóc… Jestem Modagwen – powiedziała po chwili i uśmiechnęła się, a w jej okrągłych policzkach pojawiły się maleńkie dołeczki.

– Sallikinuam – odpowiedziała, patrząc z zaciekawieniem na tak nagle odmienioną, wesołą twarz Modagwen. Wydała jej się dziwnie znajoma… – Ale wszyscy mówią mi Salliki – dodała szybko.

– A mi Gwen. Miło cię poznać. – Pogmerała jeszcze chwilę w talerzu, ale w końcu rzuciła widelec i odsunęła od siebie jedzenie. – Ty pewnie masz to wszystko na co dzień i dla ciebie wygląda to normalnie, co?

– Nie bardzo rozumiem… – zawahała się Salliki.

– No to tak, jak ja – zaśmiała się Modagwen. – One mówią, te stare czarownice, z którymi tu przyszłam, że mam jakąś magię, która sprawia, że inaczej postrzegam świat. Ale że coś się zmieniło, gdy odprowadzałam tego okropnego chłopaka… Żywiołaka, rozumiesz to? On twierdzi, że jest żywiołakiem – prychnęła Gwen i pokręciła głową.

Salliki niczego nie rozumiała z tego potoku słów. Nie przerywała jednak, wiedząc, że czasami ludzie potrzebują tylko się wygadać. Ileż razy ona sama potrzebowała jedynie pogadać, ot tak, przy kimś.

– No w każdym razie podobno ten rytuał ma wszystko zmienić…

– To wyjątkowy rytuał – przytaknęła Salliki. – Aż pięć czarownic weźmie w nim udział, Zwykle czaruje się w trzy…

– Sama nie brzmisz na przekonaną, wiesz?

– No, bo… – Salliki też westchnęła i oparła brodę na dłoniach. – Czasami się nie udaje… Jakie dokładnie zaklęcie mają rzucić? – spytała, chcąc odwrócić uwagę od swoich słów.

– Podobno mam chowańca. Ale go nie widać, nie słychać, nie czuć! W zasadzie jak niczego…

– Co?

– Długo by tłumaczyć… A co z twoimi rytuałami? Też się nie udawały?

– Ani jeden – powiedziała zwyczajnie Salliki i spuściła wzrok. Siedemnaście lat i nadal nie potrafi używać swojej magii. Jaki to będzie wstyd, gdy na ceremonii przypisania ona jedyna nie zostanie dopasowana do nikogo, nie znajdzie się w swojej trójce, ani nawet w dwójce, czekając na trzecią czarownicę czy czarownika… Każde dziecko czekało na chwilę, gdy jego magia zostanie powiązana rytualnie z magią innych. Ona też kiedyś czekała.

– Jestem przekonana, że ten dzisiejszy też się nie powiedzie – przerwała jej ponure myśli Gwen. – Chciałabym już skończyć te bzdury… Tęsknię za moimi psiakami… I chciałabym pójść gdzie indziej. Wszyscy dziwnie tu na mnie patrzą.

– Witaj w świecie czarownic – zaśmiała się gorzko Salliki.

Pod wiatr - banerek

POSZUKIWANIA

FRAGMENT PIERWSZY | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | OSTATNI