Tagi

, , , , , , ,

Jak pokochać Smoka

[Świat Wiedźmy]

Jak pokochać Smoka - 00


FRAGMENT PIERWSZY

Nie wszystkie Smoki są ogromne. Nie wszystkie nawet są duże! Smoki, o których istnieniu prawie nikt nie wiedział, były bardzo malutkie, takie na długość ludzkiego palca wskazującego. Pojawiały się raz na wiele smoczych pokoleń wśród wspaniałych Smoków Światła, tych o złocistych łuskach i ogromnych, niemal przeźroczystych skrzydłach, które potrafiły rozszczepiać promienie Słońca na tysiące maleńkich tęcz. I zwykle nawet te wielkie smocze mamy nie zauważały, jak ze skorupy dorodnego jaja wylatuje maleńki Smok o granatowych łuskach, w których zdawały się odbijać wszystkie gwiazdy Nieba, i o skrzydełkach przypominających czarny dym. Nieraz więc smocza matka smuciła się nad pustym jajem, podczas gdy jej maleńkie pisklę ulatywało w Świat, żądne przygód.

Smoki te wydawały się być całkowitym przeciwieństwem pozostałych przedstawicieli swojej rodziny. Nie tylko były maleńkie i odmiennie ubarwione, ale też żyły znacznie krócej od innych. Wiadomo przecież, że Smoki Światła są długowieczne, rosną powoli i znoszą jaja niezwykle rzadko, raz na kilkadziesiąt lat. A jak już im się to przydarzy, jajo jest zawsze tylko jedno. Dlatego każde nowe Smoczę jest otaczane czułą opieką wszystkich krewnych. Każdy je czegoś uczy albo o czymś mu opowiada i wszyscy z dumą patrzą, jak maluch rośnie powolutku, ale wytrwale. Zwykle też dopiero po kilku latach jego skrzydła są na tyle silne, by mogły go unieść.

Tymczasem żyjące raptem kilkanaście lat małe, ciemnogranatowe Smoki potrafią latać, nim jeszcze skorupka ich jaja stanie się na tyle krucha, by mogły ją wreszcie przebić. W środku mają przecież bardzo dużo miejsca dla siebie. Po opuszczeniu jaja już wcale nie rosną… Są przecież w pełni dorosłe, w końcu mają za sobą już szmat czasu spędzonego w zamknięciu. I pewnie właśnie dlatego, gdy tylko do wnętrza jaja wpadną pierwsze promienie światła, maleńki Smok wylatuje niczym strzała i ani myśli wracać! Uważa, że jest dorosły, samodzielny…

– I nie potrzebuję żadnej opieki! – prychnął pod nosem, opuszczając jaskinię. Prawie się nie obejrzał na wielką Smoczycę, której instynkt kazał się obudzić, mimo iż była już noc. I prawie nie zrobiło mu się przykro, gdy zobaczył kątem oka, jak matka trąca wielkim, złotym pyskiem pustą skorupę i mruczy ze smutkiem… – Nie zawrócę! – Machnął łapą zawzięcie i przyspieszył. Jego też pchał instynkt. W końcu był tak malutki, że niebezpiecznie byłoby zostać wśród olbrzymiej rodziny…

Chłód nocy był orzeźwiający. Z ciekawością patrzył na przemykające mu pod łapami kształty. Nikt nie mógł mu powiedzieć, czym są te wszystkie rzeczy… Nazw niektórych się domyślał, bo skorupa nie była przecież dźwiękoszczelna i słyszał rozmowy Smoków, które odwiedzały świeżo upieczone… jajo. Jak by się nad tym zastanowić, poznał bardzo dużo z tego, czym było życie rodzinne! To tylko życie rodzinne nie poznało jego.

Zaśmiał się cichutko, jakby ten figiel został dokładnie przez niego zaplanowany, i ponownie z zaciekawieniem spojrzał w dół. To pewnie są drzewa, bo szeleściły trącane wiatrem. Jego przystosowany do widzenia w ciemnościach wzrok bez trudu rozróżniał kolory, gorzej było z ich nazywaniem. Kilka nazw poznał! Liście były zielone. Niebo niebieskie… Smoki były złote. To znaczy Smoki Światła! Słyszał też wiele historii rodzinnych o przyjaciołach – Smokach Ognia o łuskach czerwonych jak płonący ogień… Wiedział, czym jest ogień! Zdarzało mu się w skorupie kichnąć, a nawet poparzyć! Nie przepadał więc za tym czymś i bardzo się ucieszył, gdy ta dziwna umiejętność, jaką było zianie ogniem, zaniknęła, ustępując miejsca łatwiejszej do okiełznania parze. To była kolejna różnica między nim a rodziną – oni do końca swego życia potrafili ziać ogniem. Nieraz budził się z drzemki, czując, jak matka ogrzewa skorupę jaja. Och! Ależ było mu wtedy gorąco! Ale wiedział – też z zasłyszanych rozmów – że tylko wtedy skorupa stwardnieje i będzie mógł się wydostać.

Przypomniał sobie jeszcze historie o innych Smokach, które czasami odwiedzały ich tereny. Były to łagodne Smoki Wiatru i mądre Smoki Wody… Nie do końca rozumiał, kim były Smoki Nieszczęścia, których wizyty nikt nigdy nie wypatrywał, nawet wtedy, gdy towarzyszyły im Smoki Szczęścia – to zapewne jakieś ich przeciwieństwo… Tylko czemu sobie towarzyszyły? Nie zapamiętał też ich koloru ani w ogóle niczego, coby mogło mu pomóc je zidentyfikować. A chciał tego bardzo! Chciał poznać wszystko! Cały świat!

Wleciał między korony drzew i ze zdziwieniem odkrył, że jest mniejszy od większości liści. A przecież jeden ze stryjów mówił, że drzewa są takie małe…

– No tak… Ale stryj jest ogromnym Smokiem Światła, nie to co ja…

Wzleciał szybko w górę, nawet nie zauważając, że jakieś leśne zwierzę obiło sobie paszczę, rzucając się na miejsce, które przed chwilą zajmował. Ale skąd miał wiedzieć, że coś będzie chciało go upolować!? Całe swoje życie słuchał opowieści o tym, jak potężne są Smoki Światła i że niczego nie muszą się obawiać! No, może z wyjątkiem kataru, bo wtedy mogą poparzyć sobie łapy… Nie do końca tylko jeszcze pojmował to, jak bardzo jest od nich różny. Ale przecież była to jego pierwsza noc poza jajem!

Gdy wyleciawszy spomiędzy wysokich gór, w których mieszkali jego krewni, zobaczył tysiące małych jezior – a przynajmniej tak mu się zdawało, że są to jeziora – był już bardzo zmęczony. Kilka upolowanych ciem zaspokoiło jego apetyt, ale zmęczeniu można było zaradzić jedynie snem… Na horyzoncie zaczęło się rozjaśniać i zapewne miał przed oczami wschód Słońca. Oczy mu się jednak kleiły ze zmęczenia i nawet gdyby chciał, niewiele by zobaczył. Obniżył więc lot i zaczął rozglądać się za jakimś miejscem do spania. I wtedy jego oczom ukazało się coś pięknego.

Nad powierzchnią wody – był całkowicie pewien, że jest to woda, nie dało się tego z niczym pomylić – zobaczył jakiś niesamowity kształt. Coś jakby kilkanaście smoczych łusek zebranych razem na wysokiej nóżce wokół złocistego wnętrza… W świetle ubywającego Księżyca miały one delikatny niebieski kolor. Pomyślał, że będzie to wspaniałe miejsce do snu. Już się rozpędził, by je zająć, gdy kątem oka zobaczył coś dziwnego.

Jak pokochać Smoka - 01a

Było to jakieś stworzonko jego wzrostu o długich – zapewne zupełnie niestabilnych – tylnych łapach i prawie tak samo długich łapach przednich wyrastających niemalże z samej szyi – swoją drogą niezbyt długiej – na której spoczywała niewielka główka… Musiał mrugnąć kilka razy, by się upewnić, że coś takiego w ogóle może istnieć! Ale istniało i z melodią na ustach podleciało do wypatrzonego przez niego posłania! Zawisło potem tuż nad nim z tymi zwisającymi luźno łapami i zatrzepotało skrzydełkami… No właśnie! Jeszcze do tego wszystkiego miało te iskrzące wszystkimi możliwymi kolorami skrzydełka! Zamachało nimi mocno, zaczęło się kręcić i nagle jakieś świetliste iskierki zawirowały wokół stworzenia i wokół legowiska, nad którym się znajdowało…

Smok patrzył oniemiały i pełen zachwytu… Oczywiście zachwycał się wbrew własnej woli! Za dużo było tego wszystkiego w jednym stworzeniu! Tyle kolorów! Tyle dziwnych elementów na głowie, na łapach… Jakby się w coś pozawijało, żeby zakryć pozbawioną łusek skórę! I po co to wszystko?

Stworzonko nagle dotknęło jedną z tych długich łap miękkiego środka ukrytego między niebieskawymi łuskami i odleciało, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolone.

– Dziwactwo – mruknął pod nosem Smok i, rozglądając się czujnie, ruszył, by ułożyć się do snu. Ale nagle zaczęło dziać się coś dziwnego. Łuski nastroszyły się, a potem zamknęły, broniąc dostępu do miękkiego posłania, o którym tak marzył…

Smok machnął łapą zawzięcie i zawrócił, pełen nienawistnych myśli, jakie tylko przyszły mu do głowy… No, nie było tego wiele, bo krewni nie pozwalali sobie na złe słowa przy niewyklutym jaju! Pomyślał sobie jednak wszystko, co tylko się dało, nie zostawiając suchej nitki na okropnym, przekoloryzowanym (jedno z zasłyszanych złych słów!) stworzeniu, które popsuło jego plany! Gdy zapas słów się skończył, Smok zwiesił skrzydełka, rozejrzał się po okolicy i, umykając przed pierwszymi promieniami Słońca, które zaczęły muskać powierzchnię tysięcy jezior, ułożył się w szczelinie między dwoma głazami.


Jak pokochać Smoka - 00


FRAGMENT 1 | 2 | OSTATNI