Tagi

, , , , , ,

Pod wiatr

[Las Mori’Anth]

Pod wiatr - banerek

FRAGMENT CZWARTY

Chociaż uśmiechała się nieprzerwanie od trzech dni, Gwen nadal nie była przekonana do tego całego sabatu. Dużo się zmieniło od chwili, gdy opuściła swoją wioskę. Świat przestał być taki zwyczajny nie tylko dlatego, że dane jej było zobaczyć ułamek jego kolorowej różnorodności w ogromnym mieście – kasztelańskim Kunam’Duru. Faktycznie jej zmysły coraz częściej wychwytywały jakieś dziwactwa. Najpierw myślała, że to zwykłe zmęczenie, albo inne niemądre rzeczy takie jak wyobraźnia. Ale te ułamki sekund, w których mijani ludzie i zwierzęta jawiły się jej inaczej, zaczęły budzić w niej… No właśnie, co takiego? Ciekawość? Coraz częściej jakiś wewnętrzny głos kwestionował jej dotychczasowe poglądy na niemagiczność świata, coraz częściej też czuła jakieś dziwne drżenie w środku i mrowienie w palcach, jakby jej własne ciało chciało doświadczyć więcej tych dziwactw, albo nawet stać się ich przyczyną. Już kilka razy Modagwen złapała się na tym, że smucił ją fakt, iż te anomalie w jej postrzeganiu trwały tak krótko. Chciała częściej widzieć magię, bo dzięki niej cały świat wyglądał zupełnie inaczej. Nie wiedziała, na czym polegała ta inność, ale miała wrażenie, że nie ograniczała się tylko do głosów wydawanych przez żaby-chowańce, czy wesołych płomieni unoszących się nad pulchnymi rączkami malutkich czarownic, które dopiero zaczynały naukę magii. Miała wrażenie, że magiczność świata to było coś więcej, niż te lokalne czary. Gdy jej oczy wychwytywały to wszystko, w tych krótkich chwilach czuła całą sobą, że nawet powietrze jest zupełnie inne, świeższe i jakby naelektryzowane.

– Jak w czasie tamtej burzy – szepnęła do siebie, wspominając chwilę, gdy po raz pierwszy Mgiełka, którego brała za wnuka Kiminoom, miał wygląd przeraźliwej istoty z bagiennego dna. To znaczy, po raz pierwszy dla niej… Czy zawsze tak wyglądał? Czy wszyscy byli przyzwyczajeni do tego, że Żywiołaki są takie… rybowate?

Jej rozmyślania przerwało głośne zawodzenie pięciu czarownic, które właśnie zaczęły rytuał. Gunam i cztery inne specjalistki od chowańców otoczyły ją tak szczelnie, że mogła każdą z nich popukać w czoło – tak absurdalnie wyglądał dla niej ten magiczny pierścień. Ale tłum gapiów, który podobno bardzo rzadko miał okazję oglądać tak zaawansowane czary, patrzył z pobożną ciszą na ustach i fascynacją w oczach. Gwen wiedziała, że kpina, jaka przed sekundą wykrzywiła jej usta była zupełnie niedostrzegalna nawet z najbliższych ławek, a już na pewno nie zauważyła jej żadna z pięciu czarownic o zamkniętych oczach, ale mimo wszystko zrobiło jej się głupio. Jeszcze kilka tygodni temu nic by sobie z tego nie robiła, pewnie nawet uległaby pokusie, stuknęła każdą z nich w czoło i poszła byle dalej od tego zbiegowiska, ale teraz, mając w pamięci te chwile, gdy dostrzegała magię, sama karciła się za te odruchowe oceny, które kotłowały się wciąż w jej głowie.

Nie mogła jednak powstrzymać się przed cichym chichotem – te inkantacje brzmiały cokolwiek zabawnie.

Czarownice, trzymające się dotąd mocno za dłonie, zwolniły uścisk i odeszły po namalowanych wcześniej wzorach, każda do swojego symbolu, zostawiając Gwen na samym środku. Spojrzała pod stopy, by przyjrzeć się czerwonemu okręgowi, z którego nie wolno było jej pod żadnym pozorem wystawić nawet palca. Trzymając dla pewności ręce skrzyżowane na piersi, przyglądała się szlaczkom i zastanawiała, co z tego wszystkiego wyjdzie. Na jej prosty rozum, jeśli przez niemal trzydzieści lat nie odkryła swojej magii nawet przy dyskretnej pomocy Kiminoom, to rytuał raczej niewiele pomoże…

pod wiatr - 04

– Pokaż się! – wykrzyknęły czarownice i Gwen aż podskoczyła, wystraszona tym nieoczekiwanie zrozumiałym zwrotem.

Spojrzała na wpatrzony w nią i pięć czarownic tłum, potem na trzy czarownice, które miała w zasięgu wzroku. Wszyscy byli spięci i skupieni, oczekując objawienia się chowańca, którego Gwen podobno posiadała. Jak jej powiedziano, ukryty chowaniec nie był niczym niezwykłym. Wystarczyło mu troszeczkę pomóc i powinien się objawić, mówiła z machnięciem ręki Gunam. Ale gdy dotarły na sabat okazało się, że trzy czarownice to za mało, trzeba zatrudnić aż pięć do rzucenia czaru…

– Może się uda – przypomniała sobie słowa Gunam rzucone dość słabym głosem tuż przed rozpoczęciem zabawy. Gwen nie zdążyła nawet dopytać, czemu czarownica straciła wiarę w powodzenie przedsięwzięcia, które tak przeżywała od kilku dni. Dopiero teraz zaczynało do niej docierać, że może te dwie sprawy są ze sobą powiązane: to, że nie może zobaczyć magii ani chowańca może mieć jeden i ten sam powód. Ale spędziła ze starymi czarownicami już wystarczająco czasu, by wiedzieć, że ciężko szukać po omacku.

– Pewnie to jakaś klątwa – mruknęła Kiminoom jednego wieczoru. – To na pewno jakieś nieudane zaklęcie chroniące – powiedziała innym razem. Takich teorii było kilka, a gdyby Kimi dłużej skupiała na tym swoją uwagę, pewnie wymyśliłaby i ze trzy tuziny różnych możliwości. Sprawdzenie ich wszystkich pewnie zajęłoby mnóstwo czasu. Kilka tygodni temu Gwen wcale by się tym nie przejęła i wyśmiewając zabobonność staruchy poszła do lasu zbierać poziomki, ale teraz było jej przykro. Chyba chciałaby widzieć świat tak, jak inni ludzie.

– Pokaż się! – wykrzyknęły znowu i Modagwen znowu podskoczyła. Przebiegła wzrokiem po publiczności i odnalazła Salliki, która jako jedyna wpatrywała się nie w inkantujące czarownice, ale w nią. Widząc na sobie spojrzenie Gwen, uśmiechnęła się do niej, by dodać jej otuchy.

– Biedna Salliki – szepnęła w tej samej chwili Gwen i również uśmiechnęła się do niej pocieszająco. Czy Salliki czuła magię tak, jak to się czasami zdarzało Gwen? A jeżeli tak, to czy w sobie czuła pustkę? A może czuła coś niewyraźnego, takiego jak to dziwne mrowienie w palcach? Obie już dawno miały za sobą wiek, w którym powinny nauczyć się panować nad magią i odkryć swój unikalny talent. Gwen jeszcze nie rozumiała czym niby miały się te dwie rzeczy różnić, ale nie ulegało wątpliwości, że…

– Pokaż się!

Ziemia zadrżała pod jej nogami i wszyscy zgromadzeni na widowni otworzyli szeroko oczy ze zdumienia. Czarownice jednak nie przerwały swojej inkantacji. Ile tu już stały? Pięć minut? Kwadrans? Godzinę? Gwen zaczęła się rozglądać gorączkowo. Czy to normalne, że ziemia drży w czasie rzucania zaklęć?

Ponownie odszukała na widowni Salliki. Była wystraszona, ale w twarzy dziewczyny odnalazła spokój, więc odetchnęła głęboko i nadal stała w kręgu. Ziemia pod nią wibrowała delikatnie, niczym mruczący kot. Widziała, że w większym kręgu wyznaczonym przez pięć czarownic drobne kamyczki podskakują delikatnie, lecz poza kręgiem nic się nie ruszało – drgania musiały zatem być czymś normalnym.

– No dobra, jeszcze dwa razy i koniec – szepnęła do siebie pocieszająco, pamiętając, że na każdą czarownicę przypada jedno wezwanie chowańca do pokazania się. – Jeszcze tylko dwa razy… – potarła ramiona i zerknęła przez ramię, szukając Kiminoom.

Stara czarownica była skupiona. Jej długie, siwe włosy nastroszyły się, niczym kocie wąsy przed burzą. Na jej ramieniu siedział duży gil i ćwierkał buńczucznie. Chowaniec podobno miał zawsze bardzo dużo do powiedzenia, ale Gwen jeszcze nigdy go nie słyszała. Mgiełka mówił, że niewiele traciła, bo ptaszysko było wredne i pyskate.

– Pokaż się! – słowa wdarły się do jej umysłu tak nagle, że Gwen aż uniosła dłonie do uszu.

W jednej chwili usłyszała gardłowe warczenie… Albo buczenie, które rezonowało z drganiami ziemi. Powietrze wokół niej było naelektryzowane, czuła dziwne ciepło i przyjemne mrowienie w całym ciele. Przekonana, że uczucie to zniknie po sekundzie, uniosła głowę w górę, skąd dochodził ten dziwny dźwięk i ujrzała jakiś niewyraźny kształt. Uczucie mrowienia spotęgowało się, gdy gdzieś w górze błysnęły… oczy.

– Jeszcze nie czas – usłyszała w głowie ten sam głos, który od tak dawna kwestionował wszystko, w co wierzyła.

– Czym… Kim…? – ale nie dokończyła pytania. Oczy, a raczej to dziwne załamanie światła gdzieś wysoko nad jej głową, skierowały jej wzrok i myśli w innym kierunku.

– Potrzeba czasu – zabrzmiało jej w głowie, gdy po raz kolejny odnalazła w tłumie Salliki. Nie było to trudne. Dziewczyna jako jedyna w tym tłumie nie patrzyła na to co działo się na placu, ale wysoko ponad czarownicami, w to samo miejsce, które przyciągnęło wzrok Gwen. – Potrzeba pomocy – usłyszała ponownie i w tej samej chwili Salliki natychmiast spojrzała jej w oczy.

Gwen miała dziwne poczucie, że widzi i czuje to, co Salliki, jakby nagle miała dostęp do jej myśli. Jednocześnie widziała ją i siebie z jej miejsca. Widziała z oddali dziwny kształt ni to otaczający ją, ni to zwisający nad nią. Czuła też bardzo wyraźnie potężną magię, będącą wynikiem przebywania tak wielu czarownic i czarowników w jednym miejscu, a także dziwaczne wibracje rzucanego na nią zaklęcia. A przez chwilę poczuła też niespokojne pulsowanie mocy Salliki, jakby jakieś dzikie stworzenie było zamknięte w klatce od bardzo dawna i nie wiedziało, jak się wydostać. Szepnęła cichutko tak, jak kiedyś szeptała do przerażonego kota. Nie były to żadne słowa, a raczej jakiś niski dźwięk, który odruchowo podjęła też Salliki, a po chwili dołączył do nich gardłowy warkot wysoko ponad nią. Czas jakby spowolnił, gdy trzy głosy zlały się w jeden…

– Pokaż się! – zabrzmiało po raz ostatni i w tej samej chwili Modagwen wróciła do siebie, świat znowu stał się zwyczajny, powietrze ciężkie i nieprzyjemne… Czas znowu płynął, a wokół nich zalegała nieprzyjemna cisza.

Wszyscy wyczekująco wpatrywali się w pięć czarownic, bo ostatnie wezwanie powinno dać niewiarygodne rezultaty, i tylko Salliki oszołomiona wpatrywała się w Gwen. Coś się wydarzyło, ale nie to, na co wszyscy czekali.

Pięć czarownic padło z wycieńczenia na ziemię. Kimi przywołała kilka osób, by pomogli im wstać i odprowadzili je do ich namiotów. Patrzyła chwilę za Gunam, ale nim się za nią udała podeszła na chwilę do Modagwen.

– Magia, która cię otacza jest zbyt potężna. Podejrzewam, że Gunam niewiele się dowiedziała… Ale ja już wiem, że nie jesteś trzecią czarownicą, na którą od dawna czekamy…

– Nie? – spytała tylko Modagwen. Chciała czym prędzej ruszyć do Salliki. Dziewczyna też nie spuszczała z niej wzroku i tylko jednym uchem słuchała tego, co mówi do niej Makneh.

– Nie. A ty coś poczułaś?

– Ja… – zawahała się. – Chyba tak. Ale muszę sobie poukładać to w głowie. Niczego jeszcze nie rozumiem – powiedziała w końcu szczerze.

– Dobrze, porozmawiamy później – mruknęła Kiminoom. Przyjrzała się jej jednak uważnie nim odeszła.

Pod wiatr - banerek

POSZUKIWANIA

FRAGMENT PIERWSZY | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | OSTATNI