Tagi

, , ,

Opowieść Trzecia
Wyzwanie edukacyjne

[Opowieści Rodzinne]

Wyzwanie edukacyjne - 00

 

FRAGMENT PIERWSZY

Orf patrzył od rana na swoje czyżyki i nie mógł zrozumieć ich zachowania. Od trzech dni klatka była otwarta, a ptaszki udawały się tylko na krótkie loty, z których znosiły mnóstwo śmieci. Po dwóch dniach nieustającego sprzątania klatki w końcu się poddał i zaczął obserwować. Co też one chcą zrobić z tymi stertami trawy i mchu? Na chwilę obecną wyglądało to jak wysiedziana poduszka, z której wyłaziły ptasie piórka. Jeden z czyżyków mościł się na tej górce śmieci, drugi donosił jakieś nasionka i kiełki, i dokarmiał tego skupionego na aranżacji wnętrza. A potem znowu oba znosiły kolejne śmieci z łąki i tak przez cały dzień.

– Przecież to nie może być wygodne, jak się tak patyczki wbijają… – Orf zmarszczył brwi i wyciągnął niespodziewającego się niczego czyżyka z klatki. – Czemu wciąż tu wracasz? – spytał go, ale ptaszek przekrzywił tylko mały łepek, patrząc na niego z takim samym zdziwieniem, z jakim patrzył sam Orf.

Wypuszczony, znowu wrócił do klatki i do układania trawy w dziwnej konstrukcji.

– Może czują się tu bezpieczne? – zasugerował od drzwi profesor.

– W klatce?

– A czemu nie? Postawiłeś ją w oknie, widzą całą dolinę, mogą latać… W twoim pokoju jest cisza, spokój, w klatce zawsze jest jedzenie i woda. Czego taki ptaszek może chcieć więcej?

– Najwyraźniej bałaganu – mruknął Orf i położył się na łóżku, zakrywając oczy dłonią.

Nie mógł odnaleźć się w tym świecie. Miał wrażenie, że otacza go zbyt wiele rzeczy, których nie rozumiał. Ot choćby te czyżyki, które mogły być wolne, a zamiast tego siedziały w klatce. Ale to był tylko jeden, wyraźny przykład w całym chaosie niezrozumienia, w którym się pogrążał. Od kilku dni miał nieodparte wrażenie, że wszystko, co go otaczało, miało jakąś głębie, której nie dostrzegał. Patrzył na to, co na Marsie mógł oglądać tylko na wyświetlaczach: trawę, rzeki, góry, zwierzęta… Mógł tego doświadczyć przy pomocy różnych zmysłów, dopasowując zapachy do kształtów, kolorów i dźwięków, ale nadal miał dziwne wrażenie, że ojciec widzi w tym coś więcej niż on. Coś więcej, niż tylko zbiory cech…

– Budują gniazdo? – zdziwił się ojciec, zerkając do klatki z czyżykami.

– Gniazdo? – spytał Orf.

– No… Taki rodzaj domku dla ptaków.

– Przecież sam mówiłeś, że mają klatkę. Po co im dom w domu? – skrzywił się na kolejny absurd Orf.

– To trochę inaczej wygląda w świecie zwierząt, synu – powiedział ze śmiechem profesor, a drobne zmarszczki rozeszły się od kącików jego oczu.

– Inaczej w świecie zwierząt, inaczej w świecie roślin, inaczej w świecie czyżyków – mruknął gorzko Orf.

Tego dnia, gdy kupił czyżyki, był pełen entuzjazmu, dostrzegając mnogość możliwości, jakie dawała mu Ziemia. Teraz, widząc jak bardzo ich nie rozumie, pogrążał się z powrotem w swojej apatii, doprawionej rozczarowaniem i złością. Po co oni tu przyjeżdżali, skoro tak bardzo nie pasowali do tej planety?!

– No właśnie… – odkaszlnął profesor. – Przyszły wasze testy.

– Jakie znowu… – Przerwał, przypomniawszy sobie, jak profesor kazał im wypełnić ogromny formularz, pełen dziwacznych pytań. Sięgnął po czytnik, który podał mu ojciec, ale informacje na nim zawarte nic mu nie powiedziały.

– Zakwalifikowano was na 4 poziomie nauczania – wyjaśnił profesor.

– Nas? Dżej też?

– Tak – powiedział profesor z uśmiechem, przypominając sobie triumf w oczach córki, gdy oznajmił, że poradziła sobie równie dobrze jak Orf. Ale chłopak w ogóle się tym nie przejął. Patrzył przez chwilę na ojca tymi swoimi zamyślonymi, fiołkowymi oczami, po czym zapytał rzeczowo:

– Czwarty z ilu?

Profesor wahał się chwilę, nim odpowiedział najciszej, jak mógł: – Z piętnastu.

– No, to jest się czym cieszyć – westchnął chłopak z tą samą goryczą, co wcześniej i oparł głowę na dłoni. Znowu patrzył na czerwone ptaszki, które, mimo iż urodziły się w klatce i nikt ich niczego nie uczył, doskonale wiedziały, co mają robić. Nieświadome zazdrosnego spojrzenia Orfa czyżyki mozolnie budowały gniazdo w klatce, nie przejmując się żadnymi poziomami nauczania. Był środek wiosny i miały dużo do nadrobienia.

– Jutro zabiorę was do miasta, do szkoły.

– Świetnie – mruknął, ale gdzieś w środku rozbłysła iskierka nadziei. Może szkoła to nie głupi pomysł. Może tam zrozumie ten dziwny świat.

Profesor zatrzymał się na chwilę w drzwiach pokoju syna. Orf wpatrywał się w klatkę z taką intensywnością, jakby chciał nie tylko zrozumieć zachowanie czyżyków, ale wręcz jakby chciał usłyszeć ich rozgorączkowane myśli. Wrażenie, jakie nie opuszczało go od pierwszej wizyty w mieście, przekonanie, że jego bliscy nie rozumieją najprostszych spraw, wzmagało się z każdym dniem spędzonym na Ziemi. Widział, jak każde z nich na swój sposób próbuje się dostosować: zadając pytania, obserwując, czy nawet kurczowo trzymając się myśli o Marsie i porównując każdą najdrobniejszą rzecz na niekorzyść Ziemi – to wszystko było próbą usystematyzowania tego natłoku informacji, którymi każdego dnia byli zasypywani. Ale profesor miał dziwne wrażenie, że z każdą tą próbą rozumieją coraz mniej i coraz bardziej zniechęcają się do tego pięknego świata…

 

Wyzwanie edukacyjne - 00

 

FRAGMENT PIERWSZY | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | OSTATNI

OPOWIEŚĆ PIERWSZA: DECYZJA PROFESORA

OPOWIEŚĆ DRUGA: CI DZIWNI ZIEMIANIE