Tagi

, , , , , ,

Pod wiatr

[Las Mori’Anth]

Pod wiatr - banerek

FRAGMENT DZIEWIĄTY

Nie trzeba było długo czekać, jak kilka osób wyskoczyło z pobliskich namiotów. Kiminoom w jednej chwili znalazła się przy nich, gorączkowo się rozglądając. Ale nikt z wyjątkiem Gwen niczego nie zobaczył.

– Nie żartujcie sobie – warknęła Kiminoom, mierząc je wściekłym spojrzeniem.

– Co?! – zawołała znowu na całe gardło Gwen. – Nie widzicie? Cała góra płonie! Musimy natychmiast uciekać!…

– Chyba byśmy zobaczyli coś takiego…

– Kiminoom, przepraszam, ale sądzę, że Gwen ma rację – powiedziała z przerażeniem Salliki, gdy jej podejrzenia się potwierdziły. – Nie mogłam spać, wyszłam na zewnątrz i też to widziałam. Przez chwilę. To musi być magiczny ogień.

– Niewidzialny ogień? – Kiminoom spojrzała na nie z uwagą. – Kto miałby rzucać takie zaklęcie?

– Może rozwiążecie tę zagadkę po tym, jak stąd uciekniemy, co? – rzuciła spanikowana Gwen.

– Dziecino, jesteś w samym środku sabatu, chyba nie sądzisz, że nie poradzimy sobie z czymś takim – machnęła ręką na jej słowa Kimi.

– No to może zrób coś! Kolejne drzewa padają pod tymi płomieniami i cholera, te drzewa są blisko obozu.

Kiminoom spojrzała w kierunku, w którym z przerażeniem patrzyła Gwen. Faktycznie, drzewa padały jak zapałki… Kiminoom uderzyła na alarm i sprawnie powyciągała z łóżek wszystkie czarownice, które mogłyby posłużyć pomocą w tej dziwnej sytuacji.

Salliki z Gwen ruszyły do mistrza Tornela, gdzie Kimi zarządziła zbiórkę za kilka minut.

– Skąd wiedziałaś, że zobaczę ten pożar? – spytała Gwen, gdy biegły do namiotu ojca.

– Nie wiedziałam – przyznała Salliki. – Miałam nadzieję, że skoro nie widzisz magii, to zobaczysz chociaż coś najbliższego rzeczywistości, czyli zwykły pożar…

– Wiesz, wolałabym go nie widzieć, to wygląda straszne! Czy Kimi zdaje sobie sprawę z tego, z czym chcą walczyć?

– Pewnie nie… Ale na pewno zaraz zdejmą tę maskującą warstwę zaklęcia i będą mogły ocenić wielkość pożaru…

Mistrz Tornel był przed swoim namiotem, zaalarmowany przez krzyki w obozie. Makneh stał już u jego boku i obydwaj wpatrywali się w zbocze góry, ale żaden z nich niczego nie widział.

– Chyba straciłem jedyny kryształ, który pozwoliłby mi się przedrzeć przez to zaklęcie maskujące…

– Pójdę na obrzeża obozu, nie wiadomo, czy ktoś nie ucierpiał…

– Tak, idź tam – przytaknął Maknehowi i po chwili młody mężczyzna już biegł w kierunku pożaru. – Mam pewne obawy co do tego pożaru.

– Obawy? – spytały Gwen i Salliki.

– Tak… Jeżeli się potwierdzą, to ugaszenie go może okazać się… trudne – powiedział w końcu, ale jego mina jasno wskazywała, że uciekł się do grubego eufemizmu.

– A jakie są te obawy? – spytała rzeczowo Gwen. Salliki widziała, że nadal niepewnie się czuła w obecności swojego ojca. Nie było w tym jednak niczego dziwnego, przecież dowiedziała się o tym, kim on jest przed kilkoma godzinami. W tym samym dniu, w którym po raz pierwszy zobaczyła swojego chowańca i rzuciła zaklęcie, mimo iż nie znała swojej magii. A teraz jeszcze widziała ten ogromny pożar. To cud, że nadal była tak spokojna.

– Gdy odprawiano na tobie rytuał zaklinałem zaklęcie ognia w krysztale…

– Och nie! – wyrwało się z ust Salliki.

– Mi to nic nie mówi – przypomniała Gwen, mrużąc oczy na widok kolumny ognia, która wystrzeliła gdzieś w górze. Salliki też natychmiast spojrzała w tym kierunku, bo jej magia wychwyciła ten nagły magiczny wybuch.

– Zaklinanie żywiołu w krysztale wymaga pewnych przygotowań. Zaklęć ochronnych, ale też wzmocnienia siły żywiołu… Upuściłem ten kryształ, gdy zacząłem biec do obozowiska. Nie wracałem po niego, bo ogień nie powinien zostać uwolniony, od tego właśnie są zaklęcia ochronne, ale najwyraźniej z jakiegoś powodu…

Zamilkł, widząc jak Gwen zaciska dłoń na amulecie, który stworzył dla niej, gdy ją opuszczał. Poczuł ukłucie gdzieś w piersi na myśl o tym, co ten gest mógł znaczyć. W końcu był to kolejny kryształ, który zaklął i który namieszał w jej życiu… Ale gdy Gwen się odezwała, zdziwiły go jej słowa.

– Nie znam się na magii, ale czy to możliwe, że moja magia jakoś wiąże się z twoją, tato?

– Słucham? – bardziej niż na sugestię Gwen, Tornel zareagował zdziwieniem na to, jak go nazwała. Uścisk w piersi przeszedł w miłe ciepło. Nie czuje się przy nim naturalnie, ale nie jest na niego zła. Rozumie więcej, niż mógłby przypuszczać. I jest tak ciepła, jak zawsze była jej matka…

– Może tak jak magia moja i Salliki rezonują, to moja z twoją wchodzą w jakąś inną… spontaniczną relację? Ten urok, który na mnie wisi, jest wynikiem magii zaklętej w twoim krysztale i mojej własnej, a gdy zaklinałeś ten ogień, ja coś robiłam… Ja używałam magii – powiedziała w końcu z przekonaniem. Nie wiedziała jaką ma magię, nie wierzyła w jej istnienie, ale użyła jej wtedy wraz z pomocą swojego chowańca i Salliki. – Czy to możliwe?

– Nie przypominam sobie w tej chwili o takim przypadku…

Gwen kątem oka spojrzała na Kiminoom, która biegła w ich stronę. Zdjęła ponownie amulet z szyi i podała go ojcu.

– Stworzyłeś go, więc znasz go najlepiej. Przyjrzyj się, co się w nim zmieniło. Może dzięki temu odwrócimy to dziwne zaklęcie. A może chociaż pomoże to w tym pożarze. Bo rozumiem, że te zaklęcia wzmacniające i ochronne utrudnią czarownicom jego ugaszenie.

Wziął od niej amulet i niepewnie spojrzał na nieregularny kształt. Znał procedurę zamykania zaklęć w kryształach na pamięć. Ale czy zdoła wypatrzyć coś w tym zmienionym przez magię jego córki krysztale?

– Wszystko powinno niedługo być załatwione – powiedziała Kiminoom, ale zamiast uśmiechu na jej twarzy było skupienie. – Chyba, że powinnam o czymś wiedzieć… – dodała, patrząc zmrużonymi oczami po ich twarzach.

– To może być pożar z zaklinanego ognia – powiedziała w końcu Salliki.

– W kryształ – dodał Tornel.

– Pomieszanego z moją nieznaną magią – dodała sarkastycznie Gwen, cały czas jako jedyna mając przed oczami ogrom pożogi.

– Żartujecie sobie ze mnie?! – wykrzyknęła Kiminoom, a jej białe włosy najeżyły się. Zmarszczyła brwi i dwukrotnie pstryknęła palcami. Na jej ramieniu pojawił się szczur. Gwen aż odstąpiła o krok z przerażeniem. – Idź poszukaj kryształu. Ale błagam, nie dotykaj go nawet! – Szczur stanął na tylnych nóżkach, przekręcił łebek i pomachał przednimi łapkami. – Po prostu daj mi znać, gdzie on jest i w jakim jest stanie.

Szczur zastrzygł wąsikami i zszedł szybciutko po rękawie i spódnicy, i pędem puścił się w kierunku pożaru.

– Pomożesz? – spytała cierpko Kimonoom. Tornel westchnął i wyciągnął w jej kierunku trzy kryształy, które po chwili uniosły się ponad jego dłonią i zaczęły krążyć wokół Kiminoom. Salliki widziała, jak odbija się w nich ogień, którego poza tym nie widziała. To musiały być kryształy z zaklęciami ochronnymi, jakie mistrz Tornel otrzymał od Makneha…

– Upiecze się tam – powiedziała Gwen, patrząc za szczurem.

– Nie, te kryształy będą chroniły Kiminoom, gdy przejmie na siebie wszystkie płomienie, które dotkną jej chowańca – powiedział spokojnie Tornel. – Nie nadużywaj ich jednak, niech szczur tylko określi, gdzie leży kryształ.

– Nie urodziłam się wczoraj, Tornelu, wiem, że nawet magia ochronna Makneha nie utrzyma się długo przeciwko czemuś takiemu…

– Kiminoom, jesteśmy gotowe, by ściągnąć zaklęcie maskujące z pożaru – jakaś czterdziestoparoletnia czarownica podbiegła do Kiminoom. Jeżeli zdziwiło ją, czemu stara czarownica otoczona jest zaklęciami ochronnymi, to nie dała tego po sobie poznać. Kiminoom odwróciła się do niej i skinęła głową.

– Uważajcie na siebie. Tych warstw może być dużo, a po każdej pożar może przybrać na sile. One chronią nie tylko żywioł przed nami, ale i nas przed żywiołem – dodała z naciskiem.

– Oczywiście – przytaknęła czarownica i pobiegła między namioty.

– No to zaczynamy – powiedziała Kimonoom, a po jej twarzy przemknął wyraz bólu. Szczur znalazł się już między niewidzialnymi płomieniami.

Pod wiatr - banerek

POSZUKIWANIA

FRAGMENT PIERWSZY | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | OSTATNI