Tagi

, , , , , ,

Pod wiatr

[Las Mori’Anth]

Pod wiatr - banerek

FRAGMENT TRZECI

Nie wiedziała, czemu dała się namówić Modagwen na przyjście na ten rytuał. Jedynym plusem było to, że nie musiała szukać sobie miejsca.

– Możesz oglądać zza kulis. Przyznam, że byłoby mi miło, gdybyś przyszła. Nikogo tu nie znam, wszyscy tylko pokazują sobie mnie palcami i szepczą, jakbym była festynowym prosiakiem. Jestem tu już dwa dni, a jesteś pierwszą osobą, z którą w ogóle udało mi się porozmawiać. Tak wiesz… że ja też coś mówiłam.

– A te czarownice, z którymi przyszłaś, nikomu cię nie przedstawiły?

– Nie przyszło im to do głowy – skrzywiła się Modagwen. Salliki miała nieodparte wrażenie, że Modagwen nie przepada za czarownicami, które ją tu przyprowadziły. Ciekawe, które to…

– O patrz! Mają tyle na głowie, że nic, tylko z kimś gadają. Może te całe zloty powinny być organizowane częściej, skoro tak nie mogą się nagadać… – Salliki spojrzała w kierunku, w którym wskazywała Gwen i wytrzeszczyła oczy.

– Kiminoom? Przyprowadziła cię tu Kiminoom?

– Z Gunam. Tak, ale to wszystko przez Kimi. Och, jak ja żałuję, że jej szukałam. Znasz ją?

– Znam wszystkie czarownice, ale Kimi to moja ciotka… – powiedziała Salliki bez zastanowienia. Dopiero gdy te słowa padły, zdała sobie sprawę z tego, że tak beztrosko powiedziała o tym dopiero co poznanej czarownicy. Koligacje rodzinne trzymało się w tajemnicy nawet tutaj. Była uczennicą Tornela i tylko tyle każdy z zebranych o niej wiedział. Tak było bezpieczniej.

– Świat jest mały, nie?

Modagwen spojrzała ukradkiem na Kiminoom. Ileż ona musiała być starsza od swojej siostry, skoro Salliki była jej siostrzenicą? Nie były podobne! Przede wszystkim Salliki miała takie miłe, niebieskie oczy, a Kimi… Chociaż może w młodości była sympatyczniejsza? Bez trudu wyobrażała sobie ją ze złotymi włosami, jak u Salliki, ale w zasadzie nic poza tym. Salliki miała twarz pociągłą o wyrazistych kościach policzkowych, a Kimi wyglądała, jakby ktoś przywalił jej patelnią. Modagwen zaśmiała się pod nosem na tę myśl. O, jeśli ktoś odważyłby się na taki czyn, z pewnością stara czarownica zamieniłaby go w ropuchę. Albo w trzy ropuchy, tak dla zasady. Salliki jednak po tych samych przodkach zapewne odziedziczyła figurę. Jak Kimi trzymała wysoko głowę i była bardzo szczupła. Czasami Modagwen chciała być szczupła i wysoka… To znaczy gdy była młodsza, teraz już nie bardzo. Odpowiadało jej to, jak wygląda.

– A czemu jej szukałaś? – spytała Salliki.

– No przez tego okropnego chłopaka! Myślałam, że to jej wnuk i że stara go porzuciła… Kimi mieszkała blisko mojej wsi. Wszyscy się jej bali, mówili, że jest czarownicą, ale kupowali od niej różne nalewki i zioła… No wiesz, jak to od czarownicy.

– No tak.

– Któregoś dnia ludzie się uwzięli na małego kota, mówiąc, że to jej chowaniec. Chciałam oddać jej zwierzaka, ale nie zastałam nikogo, poza tym chłopakiem. Mgiełką.

– Och, Żywiołak wody, tak?

– Ech… – Modagwen nawet nie próbowała przekonywać Salliki. Weszła w sam środek zlotu czarownic, nawet jej wydawało się absurdalnym przekonywanie ich. W zasadzie już niemal pogodziła się z tym, że gdzieś tam jest jakaś magia… Tylko że niedostępna jej oczom. Ale Żywiołaki to inna kategoria. No bądźmy rozsądni! – W każdym razie… – podjęła opowieść. – Znaleźliśmy Kimi i Gunam, i one się uparły, że muszę tu przyjść. Że pomogą mi zrzucić tę klątwę czy inny urok, który nie pozwala mi dostrzegać magii…

– Nie widzisz magii? – Salliki oderwała wzrok od ciotki i spojrzała zaskoczona na Modagwen. Czy to faktycznie mogła być sprawka zaklęcia? Cóż za potężny urok musiał ciążyć na Modagwen, skoro tak ważna część rzeczywistości umykała jej zmysłom. Chyba tak samo wielki, jak na niej samej. Cała magia ukryta przed Gwen, i talent Salliki ukryty przed wszystkimi. Świat jest mały.

– Magii, Żywiołaków, chochlików, Smoków, niczego. A podobno sama mam jakiś magiczny talent, tylko nie wiadomo jaki.

– Niesamowite! – Salliki otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Talent Gwen też był ukryty, a przecież słyszała, że nie jest uśpiony. Jak to w ogóle było możliwe?

– Też słyszałam, że to rzadki przypadek…

– Nie, nie, nie o to mi chodziło – pokręciła głową, starając się sobie to wszystko poukładać. – Widzisz, ja mam podobny problem… Moja magia też jest ukryta, ale też w pewnym sensie nie jest. Ona jeszcze się nie przebudziła i dlatego nikt nie wie, jaka jest jej natura. Tutaj wszyscy gadają i, o ile zrozumiałam, twoja moc jest aktywna, ale z jakiegoś powodu została ukryta… Mój mistrz opowiadał mi kiedyś o takich przypadkach, ale zdarzają się one bardzo rzadko.

– Hm… Nie lubię zbiegów okoliczności. Zwykle kończą się w jakiś podejrzany sposób – powiedziała Modagwen poważnie, ale potem tylko się zaśmiała.

– Salliki? Co tu robisz? Nie powinnaś wyjść na spotkanie mistrzowi? – Kiminoom podeszła do nich, ale nie spuszczała wzroku z Modagwen. Salliki zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co takiego zaniepokoiło ją w pytaniu ciotki: to, że zadając je patrzyła na Gwen, czy ten dziwny ton, którego używała gdy chciała coś ukryć… A Kiminoom lubowała się w utrzymywaniu tajemnic latami!

– Zaprosiłam ją. Nikogo tu nie znam – powiedziała natychmiast Gwen, przyjmując bojową postawę. Faktycznie, chyba nie przepadała za ciotką.

– Rozumiem – powiedziała przeciągle Kimi i wreszcie spojrzała na Salliki, jakby chciała zajrzeć do jej wnętrza. Salliki nigdy nie lubiła tego taksującego wzroku ciotki, bo zwykle niósł ze sobą jakieś straszne zmiany w jej życiu, albo przynajmniej naganę. – Wiesz, kiedy przybędzie Tornel? Mam do niego pewną sprawę.

– Powinien być już dziś, ciociu, ale nie zdziwiłabym się, gdyby przybył jutro… – Nie umknął jej grymas na twarzy Kiminoom, gdy nazwała ją ciotką. Chciała jednak jasno dać jej do zrozumienia, że Gwen wie. Sama nie rozumiała czemu. W tym, że były tak podobne, że się znalazły, że tak łatwo przyszło im ze sobą rozmawiać było coś dziwnego. Gwen miała rację, zbiegi okoliczności zawsze niosły ze sobą coś więcej. Ale z jakiegoś powodu Salliki miała dobre przeczucia co do tej znajomości.

– To byłoby w jego stylu.

Salliki odwróciła wzrok od ciotki i gdy jej oczy odnalazły kolejną znajomą postać wynurzającą się z tłumu otaczającego scenę poczuła, że się czerwieni. Modagwen spojrzała zdziwiona na nią, a potem w kierunku, w którym patrzyła dziewczyna, prosto na mężczyznę zapewne niewiele młodszego od niej samej. Ponownie spojrzała na Salliki, która wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się na przywitanie.

– Ty też miałeś być wcześniej – powiedziała całkiem spokojnym głosem, ale Modagwen wyczuła w nim napięcie. Nie raz słyszała taką nutę w głosach dziewcząt z wioski, gdy rozmawiały z chłopcem, który im się podobał. A ten mógł się podobać. Bardzo wysoki, o wesołych inteligentnych oczach koloru nieba i czarnych kręconych włosach… I tej młodzieńczej twarzyczce… Nie, zdecydowanie nie był w typie Modagwen.

– Wybacz, miałem cię uczyć, wiem…

– Nie szkodzi… – Głos Salliki wrócił do normy. Widocznie zauroczenie nie było silniejsze od trosk związanych z jej magią, pomyślała Gwen.

No proszę, jak swobodnie zaczęło przychodzić jej myślenie o magii. Mimo iż nadal niczego nie dostrzegała, to czasami chyba czuła, że magia istnieje. Chociaż było to irracjonalne. Nawet tutaj, pośród czarownic i czarowników…

– Zająłem miejsca i jak zobaczyłem Kimi, od razu pomyślałem, że tu będziesz. Chodź, usiądziemy…

– Ale…

– Nie przejmuj się. I tak pewnie będę zajęta na tej scenie jakimiś… rzeczami – powiedziała Modagwen i pchnęła ją delikatnie w kierunku mężczyzny.

– To twój rytuał? – zainteresował się. – Salliki, mogłabyś przynajmniej mnie przedstawić – skarcił ją z uśmiechem i skłonił się przed Modagwen. – Nazywam się Makneh.

– To Makneh – powiedziała niepotrzebnie Salliki, ponownie czując się zupełnie nie na miejscu… – Mamy wspólnego mistrza, ale pewnie niedługo sam otrzyma ten tytuł.

– Salliki, masz dar słowa, a teraz zmykajcie…

– A to jest Modagwen – twardo kontynuowała Salliki, chociaż ciotka najwyraźniej zaczęła oczyszczać scenę z niepożądanych osób. – Modagwen nie wiedziała, że jest czarownicą, bo nie widzi magii. Żadnej! I odnalazłyśmy się w tym całym tłumie ludzi. – Spojrzały sobie w oczy w niemym geście porozumienia. Były do siebie podobne, chociaż tak wiele je różniło.

– Trzymaj za mnie kciuki – powiedziała Modagwen, ale jej mina jasno świadczyła o tym, jak bardzo jest przekonana do tego, co miało się wydarzyć.

– Będę! – odpowiedziała entuzjastycznie Salliki, mając nadzieję, że Gwen jednak nie ma takiego samego pecha jak ona.

Pod wiatr - banerek

POSZUKIWANIA

FRAGMENT PIERWSZY | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | OSTATNI