Tagi

, , , , , ,

Pod wiatr

[Las Mori’Anth]

Pod wiatr - banerek

FRAGMENT SIÓDMY

Ledwo weszły między namioty, Salliki wiedziała, że jej mistrz jest w obozie. Nie miała pojęcia skąd wzięła się w niej ta pewność, wcześniej nie czuła jego magii, więc nie mogła powiedzieć, że ją rozpoznała, a jednak teraz po prostu wiedziała, że niektóre z magicznych wyładowań w powietrzu są wynikiem obecności jej mistrza.

– Muszę ci kogoś przedstawić, Gwen! – powiedziała z entuzjazmem. Gwen uśmiechnęła się pod nosem. Znały się od kilku godzin, a stały się najlepszymi przyjaciółkami. Czy to za sprawą tego… jak Salliki to nazwała? Rezonowania ich magii? Cokolwiek było tego przyczyną, Modagwen cieszyła się razem z młodą czarownicą. – A w zasadzie… – powiedziała Salliki, przystając. – W zasadzie to chyba ciebie jemu. W końcu udało ci się coś, czego nawet on nie dokonał przez trzy lata.

Salliki z nową pewnością siebie przedzierała się przez tłum, w jakiś niewyjaśniony sposób sprawiając, że wszyscy usuwali się jej z drogi, nawet jeśli nie widzieli, że idzie. Gwen patrzyła na to z mieszaniną rozbawienia i zdziwienia. Widziała przecież, jak Salliki niechętnie zgadza się, by pójść z nią na rytuał i jak unika nawet kontaktu wzrokowego z innymi. Czy to przebudzenie magii tak ją zmieniło? Czy zawsze taka była, tylko straciła pewność siebie przez sytuację, w jakiej się znalazła? Z tego co Gwen zdążyła zrozumieć, to jako uczennica tego całego Tornela, Salliki była bardzo znana i każdy doskonale wiedział, że nie może używać magii. Musiało być jej ciężko.

Im bliżej samego centrum obozu były, tym dziwniej czuła się Gwen. Nie chodziło o to, że ludzie patrzyli na nią w jakiś dziwaczny sposób, ni to z zazdrością, ni to z rozczarowaniem za ten nieudany rytuał… Ani nawet o to, że – jak zapewne dalej myśleli – towarzyszy jej inna czarownica, która nie potrafi używać magii. Nie, Gwen zupełnie się nie przejmowała takimi rzeczami. W końcu nawet w swojej rodzinnej wsi była uważana za dziwaczkę, której lepiej unikać, i nie przeszkadzało jej to. To dziwne uczucie było czymś podobnym do mrowienia w palcach, z jakim kojarzyła swoją magię, czymś przypominającym to natychmiastowe zrozumienie, że ciemny kształt wokół niej jest jej chowańcem, a jednocześnie przypominało jej to dziwne ciepło na myśl o domu. Tak, o tej wsi, w której uchodziła za dziwaczkę, ale która mimo wszystko była jej bliska…

Pod naporem tych wszystkich dziwnych uczuć zatrzymała się nagle. Salliki po kilku krokach także się zatrzymała, patrząc na Gwen z niepokojem.

– Coś się stało?

– Właśnie nie wiem… – powiedziała zdezorientowana Gwen. Co to mogło być? Zaczęła rozglądać się na boki, jakby kogoś szukała. Tylko kogo? Przecież nikogo tu nie znała. Spojrzała na swoje dłonie, czując, jakby trzymała je w gorącej wodzie. Gorąco rozchodziło się od nich na całe jej ciało, a po chwili silny rumieniec zaróżowił jej twarz. Ale nie czuła w tym nic złego. Nie, mimo wszystko było to przyjemne uczucie, chociaż bardzo dziwaczne. W końcu zdecydowała o kierunku i ruszyła.

– Gwen? – Salliki ze zdziwieniem pobiegła za nią. – Gwen, wszystko w porządku?

– Nie rozumiem tego, ale po prostu muszę tam pójść.

– Tam, czyli dokąd?

– Do namiotu Kimi.

– Do ciotki? Czemu?

– Hmm… – mruknęła Gwen. Salliki była nieco rozczarowana tą zmianą planów, ale widząc jak zdeterminowana jest Gwen uznała, że przecież nic złego się nie stanie, jeśli po drodze odwiedzą ciotkę.

Gwen nie zaprzątała sobie głowy pukaniem w drewniany stelaż namiotu Kiminoom, tylko od razu weszła do środka. W końcu Kiminoom użyczyła jej miejsca w swoim namiocie na czas sabatu, więc w zasadzie wchodziła do siebie. Salliki zawahała się jednak, nim weszła do środka. Jej nieśmiałość znowu wróciła, gdy po cichutku wsunęła się do środka i bąknęła coś na przywitanie.

Ku jej zdumieniu ciotka nie tylko była w namiocie, chociaż Salliki spodziewała się, że będzie czuwać przy Gunam, ale dodatkowo nie była tam sama. Patrząc nad ramieniem niższej od siebie Gwen, Salliki uśmiechnęła się na widok gościa Kimi. Już miała coś powiedzieć, gdy usłyszała słabe słowa Gwen:

– Tata…

– Słucham? – zdziwiła się Salliki.

– No i tyle z przygotowywania gruntu, Tornelu – powiedziała ze złośliwym błyskiem w oku Kiminoom.

– Gwen… – powiedział jedynie mistrz Tornel, wstając na widok gości.

Modagwen nie miała pojęcia skąd wie, że ma przed sobą ojca. Po prostu to czuła. Matka miała rację, była do niego podobna. Był średniego wzrostu, tęgim mężczyzną o popielatych włosach jak ona, przyprószonych siwizną na skroniach. Jego oczy, tak jak oczy Gwen były orzechowe i była pewna, że w policzkach pojawią się dołeczki, jeśli się uśmiechnie. A bardzo chciała, żeby uśmiechnął się na jej widok. Ale zamiast tego patrzył na nią niepewnie. No tak, w końcu odszedł, gdy miała trzy lata, nawet nie pamiętała jak wyglądał…

– Więc to była ta sprawa, jaką załatwiałaś dla mistrza Tornela, by mnie przygarnął na nauki? Opiekowałaś się Gwen?

– Też mi opieka – powiedziała Gwen, a jej mózg działał na najwyższych obrotach, zbierając wszystkie strzępki informacji w jedną sensowną całość. – Mogła chociaż powiedzieć, że jestem czarownicą.

– A uwierzyłabyś? – spytała z kpiną w głosie Kimi, a jej długie, siwe włosy najeżyły się jak sierść kota.

– Kiedyś wierzyłam – powiedziała hardo, parząc to na Kimi, to na Tornela.

Salliki także obserwowała ciotkę i mistrza. Znała ich, wiedziała, co kryje się za ich minami. Ciotka była świadoma porażki, jaką poniosła, próbując pomóc Gwen, mistrz Tornel nie był pewien, co powinien zrobić w tej chwili. Widziała, że walczył ze sobą. Nie chciał, by jego spotkanie z córką tak się potoczyło, to pewne.

– Dużo tych zbiegów okoliczności, co Salliki?

– Dużo… – zgodziła się z Gwen.

– Wiesz, czemu odszedłem, prawda?

– Wiem – przytaknęła, przypominając sobie wszystkie opowieści matki, których nie chciała słuchać.

Chciał ją chronić. Myślał, że nie ma magii, a dzieci czarownic i czarowników często były wykorzystywane jako zakładnicy, by uzyskać pomoc swoich rodzin. W jaki sposób Kiminoom dowiedziała się, kto jest jej ojcem? Czy Tornel poprosił ją, by sprawdziła, co słychać u jego córki? A może sama odkryła jego tajemnicę? W zasadzie Gwen nadal nie wiedziała, jaki magiczny talent posiada stara czarownica. Może taki, który pozwolił jej to ustalić? Czemu ojciec nie przybył sam, gdy okazało się, że Gwen posiada moc? Wiedział w ogóle o tym?…

– To chyba należy do ciebie – powiedziała w końcu, gdy cisza zaczęła im ciążyć. Sięgnęła po amulet, który dała jej matka i podeszła do Tornela.

– To… – zawahał się, widząc amulet, który z taką pieczołowitością tworzył przez dwa lata, wiedząc, że będzie musiał opuścić córkę. – Nie, stworzyłem go dla ciebie. To zaklęcie ochronne. Miał cię ukryć przed wszelką magią, która mogłaby cię odnaleźć…

– A jak widzisz zamiast tego ukrył magię przede mną – powiedziała, rozumiejąc nagle znacznie więcej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Salliki spojrzała na amulet. Nie panowała jeszcze dość dobrze nad swoją magią, ale nawet ona wiedziała, że zaklęcie ochronne nie może… Coś jednak było z nim nie tak. Nie zwracając uwagi na to, że może zostać to źle odebrane, sięgnęła po amulet i przyjrzała mu się. Chłód jakim emanował kryształ wydawał się… nieregularny. To nietypowe dla struktury kryształu, mistrz jej to wiele razy powtarzał.

– Gwen, masz rację… To zaklęcie ochronne zostało zmienione…

– Salliki, co ty mówisz? – Kiminoom poderwała się ze swojego miejsca. – Jak ty…

– Gdy tu szedłem… – powiedział nagle Tornel, jakby i on zrozumiał więcej, niż zostało powiedziane. – Poczułem obecność bardzo silnej magii. Miałem do niej dostęp przez umysł Salli. Musiałaś dotknąć tej świadomości… Nie poznałem cię wtedy, Gwen… W zasadzie nie miałem jak, nigdy nie czułem twojej magii, a byłaś za daleko, żebym cię poznał… Tak jak ty teraz mnie. Więzi rodzinne czarownic są bardzo silne, ale nie wiedziałem, że tu jesteś, dopóki Kimi mi tego nie powiedziała. – Wyciągnął dłoń do Salliki, a ta oddała mu kryształ. – Straciłem dwa kryształy próbując jedynie podejrzeć, co się tutaj działo. Masz potężnego chowańca, Gwen.

– Tyle już wiem – powiedziała spokojnie, patrząc na amulet.

– No tak… Wiesz, że on cały czas próbuje zniszczyć to zaklęcie, które wokół siebie roztoczyłaś?

– Ja?

– Nieświadomie… Gdy byłaś mała musiał nastąpić taki moment, gdy twoja moc się przebudziła, ale nie było nikogo, kto pomógłby ci nad nią zapanować i z jakiegoś powodu splątała się ona z zaklęciem ochronnym, które dla ciebie zostawiłem. Efekt jest taki, jak obydwoje widzimy… Ale wybacz mi, Gwen, nie wiem, jaka moc mogłaby zrobić coś tak nieprawdopodobnego, jak splecenie się z zaklęciem zaklętym w krysztale i do tego odgrodzić twój umysł od magii. To wielkie szczęście, że trafiłaś na tak potężnego chowańca, który jest w stanie się przebić przez tę magiczna zasłonę – podał jej amulet. – Nie bój się, nie wyrządzi więcej krzywd. Nadal jest w nim zaklęcie ochronne…

– Ale działa nieprawidłowo – powiedziała z naciskiem Salliki.

– Tylko dlatego, że jest splątane z magią Gwen – powiedział mistrz Tornel i położył jej uspokajająco dłoń na ramieniu. – Jestem z ciebie dumny, Salli. W końcu odkryłaś swoją magię.

– To nie do końca tak… – powiedziała, rumieniąc się pod zdziwionym spojrzeniem Kiminoom. – Podczas tego rytuału magia Gwen i moja rezonowały, i rzuciłyśmy jakieś zaklęcie, które ją obudziło.

– Więc mojej córce, która nie widzi magii, udało się dokonać to, czego ja nie mogłem zdziałać przez trzy lata… – powiedział Tornel, ale zamiast smutku czy porażki, w jego głosie pobrzmiewały radość i duma. Spojrzał na Gwen, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki, gdy uśmiech rozjaśnił jego twarz na widok psotnych iskierek w oczach córki. Pamiętał je. Zawsze pojawiały się w jej oczach, gdy jako trzylatka rozpędzała się, by rzucić mu się na szyję. Teraz jednak Gwen była już dorosła. I chociaż to wspomnienie wróciło także do niej, to nie rzuciła się ojcu na szyję. Zamiast tego wzięła od niego amulet i powiedziała krótko:

– Dziękuję – zawierając w tym słowie więcej, niż obserwujące ich Kiminoom i Salliki mogły przypuszczać.

Pod wiatr - banerek

POSZUKIWANIA

FRAGMENT PIERWSZY | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | OSTATNI