Tagi

, , , , ,

Niewola

[Świat Wiedźmy]

Zuz

Niewola - 00

 

FRAGMENT PIERWSZY

Był to najpiękniejszy i najbardziej dumny koń, jakiego Branakh widział. A przecież jako koniuszy generała widywał ich setki. Szczególnie teraz, gdy ościenne państwo było w stanie wojny i na granicy ciągle dochodziło do jakichś spięć. Nie raz słyszał rozmowy żołnierzy, gdy wracali z koszar lub padoku. Wojna zbliżała się i do nich. Tylko czekać, jak powołają go do wojska. A myślał, że już udało mu się uniknąć tego losu…

Z westchnieniem podciągnął kolano pod brodę i z wysokości niskiego muru, na którym siedział, przyglądał się temu niewiarygodnemu widokowi: smukły, śnieżnobiały koń z wysoko uniesionym łbem ciągnął wyładowany po brzegi wóz, jakby ten ważył tyle, co dziecięce saneczki. Stawiał kopyta ostrożnie, z gracją, jakiej nie miał żaden koń w koszarach, prywatnych stajniach generała ani nawet w stajniach książęcych, w których Branakh był kilkakrotnie. Zwierzę patrzyło wprost przed siebie, wcale nie interesując się tym, co było obok. Nie interesowały go żadne kępy trawy, uwięzione między kamieniami bruku, nie interesowali go ludzie. Nie zwracał uwagi na nic. Szedł powoli, kopyto za kopytem, ciągnąc swój wóz wijącą się drogą łączącą położone niżej dzielnice z Grodem, skąd obserwował go Branakh. Dopiero teraz, gdy skupił na tym uwagę, chłopak zauważył, że powróz pęta nogi konia, zmuszając stworzenie do powolnego tempa. Ale nawet te kajdany nie odebrały mu gracji. W tym koniu było coś takiego…

– Piękny, prawda?

Branakh spojrzał na Nioanh, córkę generała, z którą jak zwykle wybrał się do miasta. Wszystkich wokół zawsze śmieszyło to, że Branakh towarzyszy generałównie niczym strażnik. Dziewczyna była nieodrodną córką swego ojca. Bez większego kłopotu powalała w walce wielkich jak dęby mężczyzn. To właśnie tej szesnastolatce generał powierzył nie tylko szkolenie nowych rekrutów. Nioanh miała też pod komendą zbrojnych, których dobierała wedle własnej woli. Żaden oficer nie miał takiej swobody i nie cieszył się takim zaufaniem generała a także samego księcia, jak ona. Wielu szeptało, że książę pragnie pojąć ją za żonę, gdy tylko Nioanh osiągnie odpowiedni wiek. Złośliwi jednak dodawali, że zaręczyny pewnie odwleką się w czasie, bo książę ma także nadzieję na to, iż dziewczyna spokornieje i stanie się mniej wojownicza. Było ogólnie wiadomym, że książę nie wyróżnia się silnym charakterem i chociaż był mądrym i rozważnym władcą, to jego pobłażliwość osłabiła pozycję kraju. Gdyby nie generał Graney, możni już dawno ograbiliby tak lud, jak i samego księcia.

– Czemu ma pęta? – spytał Branakh, patrząc w dół na konia, którego srebrna grzywa falami spływała niemalże do pęcin, a ogon zamiatał drogę.

– Podobno potrafi przesadzić każdy płot. Boją się, że ucieknie.

– Dlatego wojsko go nie wykupiło?

– Nie wykupiło go, bo nikt nie może go dosiąść. Mówili mi, że był taki dziki od źrebaka. Z trudem daje się go zaprząc, ale nigdy niczego nie założono na jego grzbiet.

– Widać to po nim – powiedział z jakąś tęsknotą w głosie. – Jest podobny do ciebie – dodał z uśmiechem i dopiero przez przedłużającą się ciszę pomyślał, że mógł powiedzieć coś nieodpowiedniego. Ale znali się tak długo…

Wychowywali się razem. Jego matka była stryjeczną siostrą generała. Po jej śmierci ojciec chciał porzucić handel, by móc zająć się synem, ale generał powiedział, że kontakty handlowe są ważne dla kraju i że jego żona może wychować chłopca, a i on sam chętnie przygotuje Branakha do kariery wojskowej, o której marzył dla własnych dzieci… I tak w wieku dwunastu lat Branakh dostał się pod dach generała, gdzie wychowywano go jak własne dziecko, razem z o trzy lata młodszą Nioanh.

– Myślisz, że mógłby mieszkać w naszych stajniach? – spytała dziewczyna, uznając jego uwagę za komplement.

Patrząc na konia nie była w stanie się pogniewać za to porównanie. Zresztą, nigdy nie potrafiła się gniewać na Branakha. To dzięki niemu przestała się martwić o to, że nie jest taką córką, o jakiej zawsze marzyła mama. Nauczyła się walczyć o siebie i w końcu udowodniła, że nie musi być synem, by ojciec mógł być z niej dumny. Gdyby nie Branakh, na którym skupiła się ojcowska uwaga, Nioanh nigdy nie umknęłaby aranżowanemu małżeństwu, o którym mówiono w domu od rana do nocy. Ale marzenia o zięciu, który z pewnością zostanie prawą ręką generała, stały się nieważne, gdy pojawił się Branakh. Nioanh zyskała nagle tyle swobody, że mogła wreszcie poświęcić się treningowi, zamiast marnować czas na uczenie się tego wszystkiego, co z pewnością przyda jej się po tym, gdy poślubi tego wymarzonego przez rodziców mężczyznę. Gdy wzięła udział w jednym ze szkoleń i pokazała, co warci są młodzi żołnierze w porównaniu z dziewczyną, która kocha to, co robi, generał z trudem powstrzymywał łzy wzruszenia. Nigdy przecież nie podejrzewał, że jego malutka Nioanh może być takim wspaniałym wojownikiem.

Branakh wiedział o wszystkim od pierwszego dnia, gdy zaraz po obiedzie dziewięcioletnia Nioanh zabrała go do swojej kryjówki, skąd obserwowała szkolenie młodych żołnierzy i marzyła, by znaleźć się tam z nimi.

– Gdybym tylko nie była taka mała… – wzdychała, widząc dziewczęta strzelające z łuków prosto z grzbietów rozpędzonych rumaków. Już wtedy postanowił, że jakoś jej pomoże.

W milczeniu wysłuchiwał niekończących się wywodów generała oraz własnego ojca o cudownej karierze wojskowej, jaka go czeka. Generał był bardziej niż zadowolony z możliwości kierowania przyszłością wychowanka i z odłożenia planów ślubnych ukochanej córeczki na bliżej nieokreśloną przyszłość. Branakh tymczasem wiedział, że w końcu nadejdzie chwila, gdy sam będzie mógł decydować o sobie. Niech tylko Nioanh pokaże ojcu, co potrafi. Nie trzeba było jej dwa razy namawiać. W tajemnicy wymykała się z domu i trenowała.

Gdy już była gotowa, gdy pokazała ojcu, że nadaje się na żołnierza, generał z zadowoleniem przychylił się do prośby Branakha o pracę w stajniach, a zaplanowana dla niego kariera mogła zostać odstąpiona Nioanh. Chłopak nie żałował tej decyzji. Uwielbiał swoją pracę. Kochał konie i cieszył się, że może się nimi opiekować. Jedyne, czego żałował, to że nie mogą one więcej czasu spędzać na łące, zamiast pod siodłem. Ale wiedział, że zagrożenie dla kraju jest też zagrożeniem dla zwierząt… Wielokrotnie widywał je martwe na pograniczu.

– On nie powinien mieszkać w stajni, tylko zostać wypuszczony – powiedział cicho, gdy zwierzę było już na ostatnim wirażu, w zasięgu głosu. Koń zastrzygł nieznacznie uszami, ale wciąż szedł tym samym spokojnym i dostojnym krokiem. A jednak Branakh miał wrażenie, że jego utkwiony w jakimś odległym punkcie wzrok nie był już tak pusty, jak jeszcze przed chwilą…

– Gdyby był mój, pozwoliłabym mu biegać po łące całe dnie. Nie musiałby być pod siodło…

– To na pewno lepsze niż te pęta – przyznał Branakh, ale coś w środku mu mówiło, że zwierzę powinno zostać uwolnione… – Zrobiłaś już wszystkie zakupy?

Spojrzał na nią wyczekująco. Nioanh zawsze zakładała kobiece stroje, gdy szli do miasta. Teraz też miała na sobie białą suknię, która podkreślała jej jasną cerę. Porównanie jej do tego konia było bardzo trafne. Też miała duże, ciemne oczy, które często wpatrywały się w dal. Ponieważ była niska, zawsze dbała o to, by stać i siedzieć prosto, i wysoko trzymała głowę. Jej włosy były co prawda ciemne, ale tak długie, że sięgały niemalże do kolan, wijąc się drobniutkimi falami. Nioanh była piękną dziewczyną, a jej siła i duma już teraz obrastały w legendy. Były jej pisane wielkie czyny i twarde spojrzenie ciemnych oczu było wystarczającym tego omenem.

– Tak. Możemy wracać… – Ale jeszcze raz spojrzała na białego konia, który, gdy tylko ich minął, został pokierowany ku wąskiej uliczce prowadzącej w głąb miasta.

 

Niewola - 00

 

FRAGMENT PIERWSZY | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | OSTATNI