Tagi

, , , , , ,

Bądź elastyczny

Edycie

Bądź elastyczny - 00

 

FRAGMENT TRZECI

Jolka leżała na wznak na łóżku i co jakiś czas wzdychała teatralnie. Po trzecim takim westchnieniu, Olo przestał dopytywać o co chodzi, bo w odpowiedzi dostawał kolejne westchnienie… Wyjął więc książkę i czytał bez większego zainteresowania. Mógł zabrać w tę podróż inną… W sumie nie tylko książkę – pomyślał, patrząc na Jolkę, która wzdychała z regularnością godną sekundników szwajcarskich zegarków.

Nagle usłyszeli na dole jakiś ruch. Jolka usiadła i wpatrywała się w drzwi, jakby spodziewała się, że zaraz wybuchną. Olo tymczasem, z typowym dla siebie spokojem, odłożył książkę na stół i też zaczął się intensywnie wpatrywać w drzwi. Czy tego chciał czy nie, jego spojrzenie niczym nie różniło się od spojrzenia Jolki.

Gdy usłyszeli kroki na schodach i dźwięki rozmowy, z której nie zrozumieli ani słowa, wstrzymali oddechy. Zanim drzwi się otworzyły, obydwoje nabrali już delikatnych, błękitnych odcieni z niedotlenienia. Szybko więc wypuścili powietrze i zaczęli oddychać dość miarowo, przypominając sobie, jak ważny jest to odruch.

– Maurycy! – wystrzelił w kierunku Ola młody mężczyzna, równie ciemnoskóry co pozostali tubylcy, lecz dużo lepiej zbudowany. Zupełnie, jakby w młodości jadł tyle, ile trzeba. – Dobrze wyglądasz! Już zaczęliśmy się martwić! – potrząsnął ręką Ola, potem poklepał go po ramionach, potem po jednym ramieniu, a potem znowu potrząsnął jego ręką. – Czemu milczysz? Ojej, chyba nie powinieneś był przyprowadzać swojej kobiety…

– Wypraszam sobie! – poderwała się nagle z łóżka Jolka i w ogóle nie zwracała uwagi na to, że Olo, dyskretnie machając ręką, każe jej usiąść i milczeć. – Nie jestem jego kobietą! To mój brat!

– Masz taką młodą siostrę…? – W tej chwili mężczyzna się zawahał, jakby zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki. – Maurycy? – spytał niepewnie.

– Nie. Jestem Aleksander, jego syn.

– Aleksander… No tak! Maurycy opowiadał o swoim synu! – powiedział ten nagle z radosnym uśmiechem zrozumienia na twarzy. Potem powiedział coś do wsadzających głowy przez drzwi ludzi i chyba kazał im wyjść, bo nie dość, że odeszli, to jeszcze zamknęli za sobą drzwi. – Jestem Paolo. Ja… Nie było mnie… Czekaj, ile Maurycy ci powiedział?

– Nic – powiedział dobitnie Olo.

– Cały on… – Pokręcił głową i zerknął w kierunku Jolki, nagle bardzo nią zainteresowany. – Maurycy nie mówił, że ma córkę…

– Bo nie ma – powiedziała zaczepnie Jolka. – Jestem córką jego brata.

– Brata… Bratanica?

– No, nie da się ukryć – powiedziała i nastroszona jak jeżozwierz usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę. Paolo na ten widok zawiesił się na chwilę i z wielką niechęcią odwracał tak wzrok, jak i myśli od jej łydek.

– Tak… Maurycy… Przyjechał dwa tygodnie temu. Poszedł tam i nie wrócił. Zwykle wracał. Martwiliśmy się, ale mógł przecież wrócić prosto do domu. Szukaliśmy go po okolicy, no ale tam nie może pójść nikt oprócz niego.

– Paolo, nie chcę cię martwić, ale nie wiemy, co to jest to „tam”… – zaczął niepewnie Olo.

– A tak! Wybacz, Olo… Mogę ci mówić „Olo”? Maurycy zawsze tak o tobie mówił i już się przyzwyczailiśmy…

– My? Stryj mówił po włosku? – zainteresowała się Jolka, przed którą znowu odmalowała się romantyczna wizja miłości stryja i jakieś kobiety, której nikt poza nim nie mógł odwiedzać… Ach!

– No tak… W sumie tylko proste rzeczy. To wszystko ułatwiało, gdy nie było mnie w miasteczku.

– Skoro mówił, to czemu pozostali mieszkańcy miasteczka nie domyślili się, że nim nie jestem?

– Wyglądasz jak on. Nie spodziewaliśmy się tutaj nikogo poza Maurycym… Pewnie uznali, że coś się stało i straciłeś… to znaczy, że Maurycy jakoś stracił umiejętność rozmowy po naszemu. Może ze zmęczenia. A już na pewno przez nią… – powiedział zagadkowo, wskazując Jolkę.

– Jola – powiedziała wielkodusznie i wyciągnęła w jego kierunku rękę. Paolo nie bardzo wiedział, co ma z tą ręką zrobić, bo zwyczaj całowania dłoni jest bardzo słabo rozpowszechniony. Potrząsnął nią więc zamaszyście, ale czuł, że nie o to chodziło…

– Co Jolka ma z tym wspólnego?

– No… Nie bardzo wiem, jak wam to wyjaśnić. W zasadzie sam nie wiem do końca, jak to funkcjonuje… Najlepiej by było, gdyby powiedział wam to Maurycy. Albo jakbyście sami tam poszli… Mogę was zaprowadzić. To znaczy pod warunkiem, że Jola jest z nim spokrewniona. Inaczej nie ma mowy.

– Teraz on zaczyna obrażać mi matkę! – krzyknęła zdenerwowana Jolka i tupnęła nogą. Paolo spojrzał na nią z zainteresowaniem, bo nie zrozumiał ani słowa. Jolka w złości przeszła na polski, a Paolo mógł jedynie zachwycić się brzmieniem tego języka. – Zmówiliście się dzisiaj?! – kontynuowała, rzucając oczami pioruny. Paolo tylko w ostatniej chwili ugryzł się w język, żeby nie wykrzyknąć: Bellissima!

– Jolka, dewiza, pamiętasz? – zaczął ją uspokajać także po polsku Olo. – On się tylko upewnia. Może to coś ważnego…

– A niby co?!

– No nie wiem, ale ojciec też o tym wspominał. Tylko rodzina! Może szykuje się powtórka z rozrywki przy studni – powiedział groźnie marszcząc brwi. Jolka już chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała i skrzyżowała ramiona pod piersiami, unosząc je tym samym nieco wyżej – ku uciesze Paola. Przechodząc z powrotem na angielski, Olo zwrócił się do Włocha: – Może jednak coś nam powiesz, nim wdepniemy w…

– Wdepniemy! – wykrzyknęła Jolka i nagle zdjęła z nogi sandałek, i podbiegła do małej umywalki w kącie pokoju.

– Nie przejmuj się nią… – powiedział zrezygnowany Olo, widząc pytające spojrzenie mężczyzny. – Więc może coś nam powiesz?

– Mnie przy tym nie było… – zaczął niepewnie Paolo. – Słyszałem o tym wiele razy. W zasadzie nikt nie wie, jakim cudem Maurycy znalazł się tutaj w tamtej chwili. Mógł przyjechać później, albo dużo wcześniej… Mógł w ogóle nie przyjeżdżać. A on się pojawił tak… optymalnie? Dobre słowo?

– Chyba tak… Ale co jest optymalnego w chwili, gdy wszędzie pełno trupów.

– No wiesz?! – bąknęła znad umywalki Jolka. – Ale jesteś okropny…

– No, ale przecież tak to wyglądało! Policja coś odkryła?

– Policja? – zdziwił się Paolo. – To nie była sprawa dla policji.

Jolka oderwała się od swojego buta i spojrzała na mężczyznę z niedowierzaniem. Takim samym z jakim patrzył właśnie Olo.

– Macie od tego inne służby…? – zaczęła z nadzieją, ale jeszcze nim skończyła zdanie, wiedziała, że odpowiedź będzie przecząca.

– Pewne rzeczy się dzieją, wielu ludzi o nich wie, ale potem nikt nie jest w stanie tego ani wytłumaczyć, ani nawet udowodnić, że się zdarzyło… – powiedział tak enigmatycznie Paolo, że obydwoje w duchu przyznali, iż mógłby zostać wspaniałym politykiem. – My też nie do końca to rozumiemy… Zresztą, nikt, kto przeżył, nie był tu wtedy obecny. Wszyscy przychodzili tak, jak Maurycy, po wszystkim. Ale Maurycy był tu pierwszy. I całe szczęście. Wyciągnął ją ze studni, uspokoił i zabrał. I obiecał wracać… I już nie pojawiały się trupy…

– Czekaj! A wcześniej? Wcześniej były jakieś trupy? Przed tą masakrą też były jakieś wybebeszone czaszki? – spytała z nagłą fascynacją Jolka. Skoro od pierwszej wizyty stryja się nie powtarzały, nagle zaczęły się jej jawić jako baśniowa przeciwność losu na drodze miłości, nie zaś jako okrutny mord. Niezbadany jest umysł kobiety.

– Były – powiedział z wahaniem Paolo. – Pojedyncze i rzadkie… Zwykle padało bydło… Ale wszystko dorasta, prawda? A wtedy apetyt rośnie – zmierzył ją dość jednoznacznym spojrzeniem, ale Jolka tego nie dostrzegła. W głowie układała sobie kolejno sceny tej namiętnej historii miłosnej. Nawet nie podejrzewała, jak bardzo podobna jest w tym do swojego ojca. Koniecznie musiała poznać ciąg dalszy.

 

Bądź elastyczny - 00

 

UWAGI WSTĘPNE | FRAGMENT 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | OSTATNI