Tagi

, , , , , ,

Bądź elastyczny

Edycie

Bądź elastyczny - 00

 

FRAGMENT CZWARTY

Jolka siedziała nad stolikiem i z nienaturalnym wytrzeszczem wpatrywała się w zastawiony maleńkimi filiżankami blat. Olo nawet nie miał siły otwierać oczu. Gdy godzili się na to szaleństwo, nawet nie podejrzewali, że będzie tak ciężko.

– Cholera, znowu muszę się wysikać – powiedziała Jolka, ale nawet nie drgnęła. Olo potrząsnął głową, ale zaraz zrezygnował z takich drastycznych metod wyrażania myśli, bo świat wokół niego zawirował.

Bądź elastyczny - 04

– Idź, nie masz już ciuchów na przebranie…

– Nie moja wina, że mi się chce sikać po kawie!

– Weź nie wymawiaj przy mnie tego słowa – mruknął, powstrzymując się od wymiotów. – Dużo jeszcze?

– Cholera, nie wiem… Po tylu filiżankach nie umiem już liczyć… Przypomnij mi, czemu tyle tego pijemy… Albo nie, najpierw muszę się wysikać!

Lekko zgięta w pół potruchtała do maleńkiej łazienki, ignorując suszące się ciuchy, wyciągające nogawki do jej bujnych loków. Jedynym pocieszeniem było to, że Olo też popuścił przy czwartej filiżance.

– Jeszcze po jednej… – usłyszeli od drzwi głos Paola. Jolka cieszyła się, że jest w łazience i ma pod ręką umywalkę. Olo nie miał tyle szczęścia. Powstrzymana kilka razy kawa kategorycznie zażądała wolności i radośnie wylądowała przed nim na podłodze. A ta bardziej z nim zżyta na butach. – Nic się nie stało – pocieszał go Paolo, ale nie miał zbyt wesołej miny. – Maurycy też miał problemy przy ostatniej…

– Ostatniej? – spytał wymęczony Olo. Do tej pory żył w przekonaniu, że od używek człowiek ma więcej energii, a nie marzy o położeniu się i umarciu.

– Tak, trzeba wypić sześć.

– Ja już nie chcę… – zapłakała z łazienki Jolka.

– To konieczne.

– Przecież wyrzygałem ze dwie… W efekcie wyjdzie, że wypiłem góra trzy.

– Czemu to nie może być cappuccino, tylko taki diabeł? – wciąż łkała Jolka. – I jeszcze z takim dziwnym posmakiem – dodała, zastanawiając się nad przepłukaniem ust.

– Rytuał.

– Rytuał… – zgodził się z Paolem Olo, ale nie bardzo rozumiał, czemu się godzi. Niczego w tej chwili nie rozumiał. – Daj te filiżanki. Jolka, wychodź, kolejka jest!

– Ja już nie piję!

– To nie pij! Tylko wpuść mnie do środka! Zrzygałem się im na podłogę, nie wypada jeszcze sikać! – ten rzeczowy argument na wszelki wypadek sformułował w ojczystym języku.

– Dlaczego? Myślisz, że siki sprząta się gorzej? Zresztą, jedno mycie – Jolka uczepiła się tej linii argumentacji równie mocno co porcelany pod sobą, ale Olo zaczął tarabanić w drzwi i mało łeb jej nie pękł od tego dudnienia. – Dobra, przestań, zaraz wychodzę…

Na widok kolejnej parującej filiżaneczki Jolka zamarła w pół kroku i pobladła. Wpadający do łazienki Olo pewnie by ją przewrócił, ale z pomocą przyszedł jej Włoch. Posadził ją przy stoliku, z dala od świeżo wytartej podłogi, i podał jej usłużnie filiżankę. Jolka spojrzała na niego tak żałośnie, że Paolo natychmiast wyrzuciłby filiżankę precz przez okno, gdyby okoliczności nie były takie, jakie były… czyli nie najlepsze.

– Porzygam się…

– Co? – spytał, bo mówiła po polsku.

– Już nigdy nie wypiję kawy. Nienawidzę jej już teraz!

– To ostatnia – powiedział najdelikatniej, jak tylko umiał. – Potem ruszamy.

– A toaleta?! – spojrzała na drzwi.

– Tylko las… – powiedział z nieciekawą miną Paolo. Strasznie mu jej było szkoda, ale twardo trzymał filiżankę tuż przed nią.

Jolka zwlekała ile mogła, rozglądała się po całym pokoju, nagle zafascynowana pięknymi wzorami, jakie tworzyły pęknięcia na ścianach, a także słojami desek podłogowych, czy niedomytym pawiem Ola… A potem i tym, który naciskał na jej gardło… Ale gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi od łazienki i ciche słowa Ola, sugerujące, że ten zamierza zmierzyć się z szóstą filiżanką, natychmiast pochwyciła swoją i na raz wlała sobie całą jej zawartość do gardła, zatykając zaraz usta dłońmi, tak na wszelki wypadek.

– Brawo, Jola! – krzyknął z podziwem Paolo.

Ona kiwnęła tylko głową i sięgnęła po bułkę, by zatkać przełyk czymkolwiek.

– Rywalizacja przede wszystkim, co? – spytał Olo z cynicznym uśmiechem, ale cienie pod oczami i blade policzki jakoś zupełnie popsuły efekt. Plamy na koszuli po niedawnym incydencie też raczej nie wypadały korzystnie. Sięgnął drżącą ręką po filiżankę i wypił jej zawartość na trzy razy, a półokrągłe cienie zakreśliły szersze kręgi na jego twarzy, nadając jej delikatny, zielonkawy odcień. Uniósł palec, prosząc, by chwileczkę poczekali, po czym rzucił się pędem do łazienki.

Jolkę ogarnęła duma! Z ustami pełnymi buły uniosła wysoko głowę, zadowolona, że jej ostatnia filiżanka kawy pozostała tam, gdzie jej miejsce: tuż pod bułą.

Gdy ten dziwny i nic nietłumaczący rytuał dobiegł końca, i gdy Olo zdjął z siebie ubrudzoną koszulę i założył tę, która już prawie wyschła – jak prawdziwy mężczyzna wziął ze sobą tylko jedną koszulę na zmianę – ruszyli z Paolem na północ. Słońce prażyło, a nadmiar kofeiny, do którego żadne dotychczasowe doświadczenia ich nie przygotowały, telepał nimi od jednego brzegu drogi do drugiego. Paolo próbował jakoś nad nimi zapanować, ale nie było to łatwe – byli nieźle nabuzowani.

Szli tak i szli, mogliby przysiąc, że przez tydzień – tydzień bez ani jednej nocy! – gdy w końcu na horyzoncie pojawił się jakiś budyneczek. Albo fatamorgana, w ich stanie obie możliwości były równie prawdopodobne. Nie mówili tego na głos, ale widzieli już wcześniej żyrafy na słoniach, słonie na żyrafach oraz pawiana z epoletami z krokodyli i w niepasujących do tego chodakach z króliczymi uszami. O pozostałych wizjach woleli nawet nie pamiętać!

– Dalej musicie iść sami…

– Nie! – krzyknęli obydwoje w jakieś chorej wizji końca świata.

– Nie mogę iść z wami, nie jestem z rodziny…

– A gdybyś był moim mężem?

Paolo zamrugał mocno oczami. Gdyby zaproponowała to Jola, może rozważyłby tę propozycję, ale w ustach Ola zabrzmiało to przerażająco ze zbyt wielu powodów…

– Nie chodzi o papier, Olo – powiedział delikatnie, pamiętając, jak wiele specjalnej kawy ten wypił i jak bardzo nie był do tego przyzwyczajony. – Chodzi o prawdziwe pokrewieństwo…

– To może moją żoną? – spytała równie trzeźwo Jolka, gratulując sobie, że nawet w tym stanie zdołała przeformułować propozycję Ola tak, by płcie niewątpliwie się zgadzały. A chociaż Paolo właśnie się zawahał, to wiedział, że ani to nie pomoże, ani nie załatwią tego od ręki. Zmartwiła go też wizja siebie w białej sukni po babci…

– Idźcie już. Maurycy wam wszystko wyjaśni.

– A jak go tam nie ma?! – spytała ze strachem Jolka, bo dziwnie ubrany pawian przeszedł obok, postukując króliczymi chodakami.

– To po prostu wyjdziecie. Będę na was czekał. Jak zrobi się ciemno, zobaczycie ognisko, tak jak ustalaliśmy.

– Dobra – powiedzieli jednocześnie, nagle uspokojeni tym ostatnim słowem. Ustalenia są takie uspokajające.

– Ale pawian zostaje z tobą – powiedziała na odchodnym Jolka, zupełnie ignorując jego zdziwione spojrzenie i protesty pawiana.

– Niedobrze mi – powiedział Olo, gdy znaleźli się już przy drzwiach.

– Może w środku jest łazienka…

– Nie, nie chodzi o to… – powiedział nagle jakby trzeźwiej. – Mam jakieś dziwne… Jakby coś na mnie usiadło i było oślizgłe…

– Oj, nie narzekaj. Tu tylko śmierdzi jakąś padliną.

– Serio? Nic nie czuję!

Weszli do środka i chociaż Olo miał wrażenie przytłoczenia, a Jolę zaatakował okropny smród, to w środku obydwoje zgodnie poczuli, jakby zapadli się w jakimś bagnie. Powietrze było nie do zniesienia, bez względu na to, czy śmierdziało, czy nie, jakby oddychali nie powietrzem, ale flegmą w spreju.

– O cholera, jak ja się cieszę, że piłam tę kawę, bo bym tu chyba padła nieprzytomna!

– Może dlatego właśnie…

Podłoga skrzypnęła. Jolka pisnęła cichutko i złapała Ola za ramię. Olo też pisnął cichutko, choć trochę bardziej po męsku, ale wyprostował się mężnie i rozejrzał na boki. Tyle że niepotrzebnie, bo ktoś stał dokładnie przed nimi.

 

Bądź elastyczny - 00

 

UWAGI WSTĘPNE | FRAGMENT 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | OSTATNI