Tagi

, , , , , , , , ,

Kim jestem?

[Utopia]

Wyzwanie edukacyjne - 00

 

FRAGMENT DRUGI

Tamanthel usłyszała swoje imię. Rozejrzała się na boki, ale nikogo nie było w pobliżu. Coś jednak kazało jej udać się do pokoju po kryształowe lustro. Gdy tylko podeszła do drzwi, klamka umknęła spod jej palców. Przed nią stał Dargel, trzymając w dłoniach kryształowe lustro, jakby czytał w jej myślach. Ostatnio coraz częściej im się to zdarzało, chociaż nie było to wynikiem murdyjskiej magii. Łączyło ich coś, co prawie nigdy nie było udziałem zamkniętych w sobie Elfów. Zawsze, gdy o tym myślała, było jej szkoda całego elfickiego ludu, który w bardzo niewielkim stopniu doświadczał emocji. Zupełnie, jakby Elfy uformowane były z zimnych kryształów, stanowiących źródło ich magii.

– Tamanthel… – podał jej lustro, w którym zobaczyła zatroskaną twarz Solerth.

– Tami, musisz natychmiast wracać.

– Oczywiście, zaraz tam będziemy. Co się stało?

– Ruakinth…

– Ruki? – Tamanthel zbladła. Dargel nie spuszczał z niej wzroku. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Znał oczywiście młodszych braci Tamanthel, w tym Rukiego, jej ukochanego małego braciszka, który miał rzadką wśród Elfów magiczna umiejętność zmiany postaci oraz pospolity wśród dzieci talent do wpadania w tarapaty. Nie musiał być Murdem, by poczuć ten sam strach, który odmalował się na twarzy Tamanthel. Nie trzeba było magii, by znać myśli bliskiej osoby.

– Pójdę po rzeczy – powiedział. Ich bagaże były już przygotowane do odwiedzin w Naziemnym Królestwie Elfów. Mieli się tam udać następnego dnia. Gdy Dargel wyszedł z sali, dziewczyna znowu spojrzała na Solerth.

– Co z Rukim?

– Zniknął. Lunithien twierdzi, że powstał nowy kryształ…

– O nie! – zawołała słabo Tamanthel. Jak żaden inny Elf, ona w ważnych chwilach swego życia okazywała emocje i trudniej było jej zachować spokój. Uczucia odbijały się na jej bladej twarzy i w jasnych oczach, zdradzając jej myśli szybciej, niż pełne niepokoju słowa.

Ale i twarz królowej Solerth była zmieniona. Troska o poddanych i rodzinę były czymś głęboko zakorzenionym w świecie Elfów. Ich historia pełna była poświęceń w imię ludu i królestwa, i teraz, gdy zaginął jeden z nich, królowa władająca połową swego ludu, odczuwała niepokój równie mocno co Tamanthel. Jeżeli Lunithien miała rację i Ruki uformował swój kryształ, to sytuacja była poważna.

Dargel pojawił się z bagażami, czujnie obserwując Tamanthel. Wciąż uczył się tego, że nie ma wglądu w jej myśli, że nie może przy pomocy murdyjskiej magii dodać jej otuchy. Wciąż miał trudności z wyrażaniem tego wszystkiego co czuł, przy pomocy słów czy gestów. Ale Tamanthel była Elfem i magia Murdów nie mogła sięgnąć do jej umysłu.

– Zaraz u was będziemy – powiedziała dziewczyna, starając się za wszelką cenę uspokoić burzę myśli. Przecież umiała nad sobą panować, nawet jeśli nie przychodziło jej to tak łatwo, jak innym Elfom.

Podała Dargelowi lustro i wyciągnęła rękę przed siebie. Światło jej magii zalśniło na opuszkach palców i po chwili rozedrganą falą powędrowało tam, gdzie przemienić się miało w delikatne, kryształowe wrota. Patrzyli, jak magia krystalizuje się, tworząc portal, z którego wydobywało się seledynowe światło pulsujące w rytmie zatroskanego serca Tamanthel. Dotknęła portyku, jakby chciała w ten sposób uspokoić będący odbiciem jej samej kryształ. Poczuła, że kryształ delikatnie wibruje, a cicha melodia, która zabrzmiała w jej uszach była pełna smutku. „Wszystko będzie dobrze” – szepnęła do siebie i do kryształu. Seledynowa poświata w końcu zbladła, przechodząc w niemal białą barwę, jaką zwykle miały magiczne portale. Tamanthel otworzyła przejście i chwilę później już znajdowali się w kryształowej sali pałacu Naziemnego Królestwa Efów.

Odciągnęła Dargela od starych wrót, czując, że ktoś zaraz się nimi przeniesie. Nie myliła się. Z niepokojem na pięknej, jasnej twarzy stanęła obok nich Lunithien, władczyni Podziemnego Królestwa, bliźniacza siostra Solerth.

– Powiem przy wszystkich – wyprzedziła prośbę Tamanthel królowa. Dziewczyna skinęła tylko głową i cała trójka szybkim krokiem ruszyła do pokoi Solerth.

Wraz z królową czekali tam także rodzice Tamanthel.

– A chłopcy?

– Nie wiedzą o niczym.

– Czy na pewno nie schował się gdzieś w pałacu? – Tamanthel pytała o te proste rzeczy, by uspokoić swoje rozbiegane myśli. Jeśli dokładnie dowie się, co zostało już zrobione, łatwiej będzie jej doradzić, co robić dalej.

– Przeszukaliśmy go kilkakrotnie. Ruki by wyszedł, gdyby zgłodniał. – Solerth odpowiadała z pełną powagą, jakby i jej pomagało odtwarzanie w pamięci faktów. Ogrody, podziemie, komnaty gościnne, kuchnia – wszędzie sprawdzili, wszystkich poinformowali o tym, że szukają chłopca. Gdyby Ruki wciąż był w zamku, ktoś na pewno już by go zobaczył i powiadomił królową.

– No tak… A ten nowy kryształ?

– Nie ma kształtu. Wszystko wskazuje na to, że uformował go Elf z nie w pełni ukształtowaną magią.

– Magia Rukiego przejęła nad nim kontrolę?

– Tak zakładamy…

– Powiadomiliśmy wszystkich poddanych tutaj, w Starym Królestwie i w całej Utopii. A także przyjaciół… Niektórzy potrafią wykryć naszą magię – odhaczyła kolejny fakt Solerth.

– Ja… – zaczęła cicho Tamanthel. – Jeżeli przemieszczał się przez wrota, to może czegoś się dowiem.

– Jeżeli to on, to na pewno przeniósł się tutejszym portalem do Starego Królestwa – powiedziała natychmiast Lunithien, przypominając wszystkim, że magia wrót to jedyny dostępny sposób podróżowania między dwiema częściami Królestwa Elfów.

– Spróbuję – powiedziała z mocą Tamanthel, ale nie patrzyła ani na rodziców, ani na żadną z kuzynek. Patrzyła na Dargela, trzymając wciąż mocno jego rękę. Kochała swoją rodzinę, ale to Dargel był jej naprawdę bliski. W nim znajdowała oparcie, gdy emocje brały górę.

Wszyscy przeszli znowu do komnaty z kryształami. Tamanthel podeszła do starych wrót i położyła na nich dłoń, jakby witała się ze starym przyjacielem. Dopóki nie nadszedł dzień, w którym uformowała swój własny, spiralny kryształ, nie wolno jej było zbliżać się do tej komnaty. Obawiano się, że znajdujące się z dala od Starego Królestwa kryształy odbiorą jej całą magię, że wykorzystają ją, by wrócić do Podziemia, albo zrobią krzywdę dziewczynie. Ale jej talent do teleportacji okazał się bliższy magi wrót, niż się wcześniej spodziewano. Magia Tamanthel była połączona z magicznymi portalami w sposób szczególny, jakby ona sama była kolejnym portalem, czymś nadrzędnym wobec tych kryształowych wrót, i do pewnego stopnia, jakby to ona była źródłem ich mocy. Tamanthel potrafiła odbierać im magię oraz tworzyć nowe portale, a w przyszłości miała sama stworzyć takie trwałe wrota, jakie wiele wieków temu królowa Lethia.

Ale nim tego dokona, musiała je poznać. I to właśnie robiła przez ostatnie trzy lata: podróżowała, poznając unikalne cechy każdego z kryształowych portali, które przez te wszystkie wieki zobaczyły więcej, niż śniło się wszystkim mieszkańcom Utopii. Wiele się dzięki temu nauczyła i być może właśnie teraz pomoże jej to odnaleźć Rukiego.

Zamknęła oczy i wsłuchała się w cichą pieść starego, białego kryształu. Tak jak drzewa dla Druidów i Murdów, tak kryształy śpiewały dla niej. Musiała tylko odnaleźć przesłanie tej pieśni. Musiała odnaleźć tę jedną melodię, która opowiadała o Rukim.

Wszyscy w skupieniu przyglądali się Tamanthel, która w pewnej chwili otworzyła portal, by przenieść się w inne miejsce. Niedługo potem wróciła jeszcze bledsza niż poprzednio. Była nie tylko zatroskana, ale i bardzo wycieńczona.

– To był Ruki – powiedziała zdecydowanym głosem. – Każdy zostawia ślad we wrotach, poznałam magię Rukiego. Był w Starym Królestwie.

– A opuścił je? – spytała z nadzieją matka. Może wciąż tam był, może zaraz go znajdą i mu pomogą. Ale Tamanthel pokiwała głową.

– Przeniósł się do Druixu, ale nikogo nie było wtedy przy tamtejszych wrotach. Może drzewa Druidów go wyczuły. Muszę zabrać Dargela i poszukamy go tam…

– Tamanthel, nie masz siły – odezwał się po raz pierwszy od przybycia Dargel. – Pójdę z kimś innym, poprosimy dziekana o pomoc.

Królowe przyglądały się, jak Murd uspokaja ich roztrzęsioną kuzynkę. Przy nim Tamanthel poznawała coraz więcej różnych emocji, ale też dzięki niemu potrafiła nad nimi zapanować. Dwie królowe czasami zazdrościły jej tej niezwykłej więzi, jaką miała z Murdem, ale doskonale wiedziały, że niewielu Elfom dane jest przeżyć to, czego doświadcza Tamanthel. Nie było to też dla nich proste. I chyba każdemu przynajmniej raz w życiu przeszło przez myśl pytanie o to, co to znaczy być zakochanym.

Dziewczyna pozwoliła się odprowadzić do swojego starego pokoju. Dargel patrzył za nią, dopóki wielkie odrzwia się nie zamknęły. Potem spojrzał ze spokojem na królową Solerth. Sam nie mógł otworzyć portalu, musiał mu ktoś towarzyszyć.

– Pójdę z tobą… – zaczęła Solerth, lecz przerwała jej Dimethin, siostra jej matki.

– Proszę, pozwól mi. Moja magia przyda się bardziej.

Solerth chwilę się wahała, ale w końcu skinęła głową. Ciotka była spokojna i tylko w opalizujących niczym kryształ, bladoniebieskich oczach krył się smutek. Dargel też go dostrzegł. Odkąd opuścił Wyspę Murdów, gdzie po prostu czuł to samo, co wszyscy wokół niego, gdzie ciężko było ukryć przed sąsiadami jakąkolwiek myśl, musiał nauczyć się obserwować. Nie było to proste, szczególnie, gdy czas spędzało się w towarzystwie Elfów. Ale przecież każda żyjąca istota czuje i kocha. Tylko niektórzy kryją to tak głęboko, że nawet im samym trudno jest to dostrzec. Teraz widział w jasnej twarzy Dimethin nie tylko smutek, troskę czy strach o Rukiego. Widział też miłość matki, która zrobi wszystko, by odnaleźć swoje dziecko.

Kobieta po raz pierwszy w życiu nie panowała w pełni nad swoimi emocjami. Ze zdziwieniem spojrzała na lekko drżące dłonie. Podniosła pytający wzrok na Dargela. Skinął jej głową, w odpowiedzi na to nieme pytanie. Uśmiechnęła się blado i odetchnęła głęboko z niejaką ulgą. Czasami udawało mu się odnaleźć odpowiedni gest, by uspokoić czyjeś emocje. W takich chwilach był dumny, że udało mu się odnaleźć sposób na przekazanie emocji inaczej, niż to robią Murdowie.

– Wiem, że są też miłe uczucia – szepnęła do niego Dimethin, gdy stanęli przed kryształowymi wrotami. – Gdzieś pod tym strachem czuję coś dobrego – powiedziała z ogromnym spokojem, znowu bardziej przypominając kryształ niż żywą istotę. Ale Dargel uśmiechnął się do niej. Wiedział, że powiedzenie tego dużo ją kosztowało.

 

Wyzwanie edukacyjne - 00

 

FRAGMENT PIERWSZY | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | OSTATNI