Tagi

, , , , , , ,

Wiśnia

[Świat Wiedźmy]

Wiśnia - 00a

 

FRAGMENT DRUGI

– Zostaw go, to człowiek. Nie zna się! – mruknął do swojej żony zwalisty krasnolud i siorbnął z miski.

– Człowiek nie człowiek, nie pozwolę się wyzywać od chłopów! – odburknęła takim samym basem jak jej mąż.

– Cicho, kobieto! Jak cię zwą? – spytał krasnolud, zastanawiając się przy tym, jak to możliwe, że się nawzajem rozumieją. Do tej pory żaden rozbitek nie gadał w sposób zrozumiały, dopóki nie nauczyli go swojej mowy.

– Nie mam imienia – powiedział z goryczą mężczyzna, a w jego słowach kryło się jakieś drugie znaczenie, którego krasnolud nie ogarnął. Zresztą pewnie nikt obcy by go nie zrozumiał! Kraj, z którego wywodził się mężczyzna, był jedyny w swoim rodzaju. Prostota wypowiedzi jego ludu była tak złudna, jak spokój morza, które kryje w sobie tysiące żywych stworzeń.

– Jakoś cię nazywać musimy – wychrypiał krasnolud. – Mnie zowią Topór, a to moja żona Megiera. Wbrew pozorom, bardzo rzadko! – zaśmiał się z własnego żartu, a czoło jego towarzyszki zmarszczyło się groźnie.

– Megara! – wykrzyknęła głębokim basem, lecz Topór wcale nie zareagował.

Wiśnia - 02

– Takie jakieś imię bez sensu jej dali… Skoro ty nie masz imienia, będziemy cię nazywać Krzemieniem, bo masz takie dziwne oczy – powiedział i zademonstrował, rozciągając skórę wokół własnych oczu tak, że teraz patrzył przez wąskie szparki.

Mężczyzna zgodził się na to skinieniem głowy. Było mu wszystko jedno. Drwiny nie miały dla niego znaczenia – w końcu honor już stracił.

– Strasznieś poważny, słowo daję! Co cię do nas sprowadza, hę?

– Fale poniosły moją łódź… Nie miałem dokąd popłynąć, wiem tylko, że nie mogę wrócić do swojego kraju.

– Kraju? – zdziwiła się Megara. Chyba Megara! W ciemnościach ich domostwa oboje wyglądali tak samo. Pierwszy raz spotkał się z kobietą, która miała brodę. W jego kraju to się nie zdarzało… Z drugiej strony po raz pierwszy widział krasnoludy, o których tylko kiedyś słuchał jako dziecko. W baśniach nie wspominano o kobietach, więc kto wie, czy tak właśnie nie powinny wyglądać? Nie dociekał więc, nauczony, że powściągliwość jest cnotą.

– Mój kraj to archipelag wielu wysp…

– A! Zapewne jest z tych bździdeł w kierunku Wody! – przerwał mu Topór, wyjaśniając sytuację żonie. – Kiedyś szwagier sąsiada ojczyma żony siostrzeńca po mojej trzeciej… nie! Po czwartej siostrze mówił, że był tam! Ale szybko wrócił, bo ludzie, którzy tam mieszkają, są dziwni… Tacy skryci i czyści… Co prawda wspaniali wojownicy, ale sami wyrabiają sobie miecze, więc nie było po co tam siedzieć…

– Wyrabiacie tu miecze? – zapytał niespodziewanie mężczyzna. Para krasnoludów cofnęła się o krok na to nagłe zainteresowanie bronią. Megara sięgnęła za siebie po żeliwną patelnię, a Topór po… topór. – Wybaczcie – przeprosił natychmiast mężczyzna, widząc, że wzbudził ich niepokój, i przypominając sobie, jak mocno potrafią przywalić nieuzbrojoną ręką. – Całe życie nosiłem miecz przy boku, był mi przedłużeniem ręki, dopóki nie odebrano mi go i nie wygnano z kraju. Czuję się bez niego, jakbym stracił prawicę.

– Dziwnie gada… Nie uderzyłaś go za mocno, co?

– No chyba ty! – zaperzyła się Megara i w iście kobiecy sposób nawinęła sobie sumiasty wąs na palec.

– Wybaczcie. Na chwilę zapomniałem, że nie ma dla mnie powrotu i miecz nie jest mi potrzebny…

– Pewno, że nie jest! Jeżeli chcesz tu żyć, musisz być przydatny, a wojowników ci u nas dostatek. W zasadzie ciężko znaleźć kogoś, kto sobie z bronią nie radzi – wzruszyła ramionami Megara i niespodziewanie wyszła z pokoju. Niespodziewanie, bo nie uprzedziła ich o tym, jak to mieli w zwyczaju ludzie z jego kraju.

– Słuchaj, Krzemień, masz jakąś umiejętność? U nas nie jest łatwo, każdy musi ciężko pracować. Kilka nocy cię przechowamy i nakarmimy, bo to ja zdzieliłem cię w łeb, gdy zaczaiłeś się na nas na plaży. Czy co ty tam robiłeś… – dodał, widząc osłupiałe spojrzenie mężczyzny. – Ale musisz się zastanowić, co dalej, bo nie będziemy cię trzymać wiecznie, rozumiesz?

– Oczywiście. Bardzo dziękuję za waszą pomoc. – Skłonił się nisko.

– A co on się tak giba? – spytała od drzwi Megara. W dłoniach trzymała miski pełne pachnącej zupy. Mężczyzna poczuł ucisk w żołądku, jednak nie dał nic po sobie poznać. A przynajmniej tak myślał. – Patrz, jak pobladł! Co, proste jedzenie nie odpowiada wyszukanemu gustowi ludzi?

– Pięknie pachnie! – zaprzeczył natychmiast.

– No, to wcinaj! – zaśmiała się Megara i podała im miski.

Topór ukradkiem obserwował, jak człowiek stara się ukryć głód i powstrzymuje niecierpliwą rękę przed przechyleniem miski i wlaniem całej jej zawartości na raz do pustego żołądka. Krasnolud nigdy nie przepadał za ludźmi. Ci, którzy się tu pojawiali, byli zarozumiali i leniwi, i nikt ich nie wypatrywał. W zasadzie wszyscy w wiosce zawsze kombinowali, jak pozbyć się tych parszywych gnid, którym wydawało się, że każdy krasnolud to brudna, głupia i spasiona świnia. Ale ten tutaj wydawał się inny. Z całych sił starał się ich nie urazić i był wdzięczny za okazaną pomoc. Może coś z niego będzie?

– Nie krępuj się! Nie wiem, jak jest w twoim kraju, ale u nas o jedzenie trzeba się bić, bo ktoś ci jebnie w nos i podiwani… I tyle będzie z kolacji – klepnął go radośnie po plecach i ochoczo zaczął pałaszować swoją porcję.

 

Wiśnia - 00a

 

FRAGMENT 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | OSTATNI | UWAGI MARGINALNE